Wiecie co... dziś jest 12 luty 2014... Równo 4 lata temu wszystko się zaczęło... Pomyśleliśmy, że chcemy mieć jakiegoś nowego członka "rodziny" do kochania i poszliśmy do sklepu zoologicznego po świnkę morską. Miała być gładkowłosa samiczka, bo ktoś nam mówił, że samczyki śmierdzą.
W pierwszym sklepie zoologicznym nie mieli świnek, w drugim mieli ale tylko rozetkowe aż w końcu w 3-cim sklepie zoologicznym, małym, zapyziałym, brudnym była świnka gładkowłosa... Jakaś taka napuszona, malutka z brzydkimi zaropiałymi oczami... Taka skulona, samotna i smutna...
Niestety Pan powiedział, że to samczyk... no a my chcieliśmy samicę... Ale on był taki smutny... taki wystraszony... No w sumie ok... Samczyk też może być.... Wzięliśmy. A że znaliśmy się wtedy na świnkach jak nie wiem co to kupiliśmy mu wypasioną klatkę 60-tkę i transporter plastikowy malutki na przewiezienie go do domu... Oczywiście Pan nas zapewniał, że świnka nie zmarznie w tym transporterze i że wystarczy, że ma dużo siana w nim...
I tak pojechaliśmy do domu... Z naszym nowym "dzieckiem" - nie do końca "wymarzonym" ale już wówczas kochanym.
Rysiu miał wtedy zdaniem Pana sprzedawcy około 4 -6 tygodni. Ustaliliśmy mu więc "datę urodzin" na 1 stycznia... Choć z perspektywy czasu wiem, że nie miał wtedy więcej jak 3 tygodnie. Był maleńki. Przerażony, na początku nie ruszał się w ogóle w klatce. Drugiego dnia zaczął się ruszać ale był obrazem nędzy i rozpaczy.... Oczy zaklejone, psikał, kaszlał.... Pojechaliśmy do weterynarza - najlepszego jakiego wynaleźliśmy wówczas na różnych forach...
Świniak był chyba 3 tygodnie leczony antybiotykiem... do pyszczka, bez probiotyku, no bo nie trzeba...
Ale wyzdrowiał, w między czasie stając się naszym oczkiem w głowie. Naszym słoneczkiem, przytulaskiem, moim synusiem. Pięknie się odwdzięczał za dany mu nowy dom, kochał nas z wzajemnością na swój świński sposób.... Przytulał się do mnie, zasypiał trzymając łapeczkę zaciśniętą w piąstkę na mojej bluzce lub palcu, wyciągał swoje słodkie różowe stópki... Biegał za mną po domu, jak tylko wracałam do domu Ryś od razu piszczał, prosił o wypuszczenie na wybieg albo wzięcie na ręce. Wszystko razem robiliśmy. Uczyłam się z nim, podgryzał mi notatnki, robiłam mu "wybieg" pod kołdrą gdzie sobie radośnie biegał skacząc na mnie i lecąc do moich stóp i z powrotem i jeszcze raz...
Jakiś czas po tym przeprowadziliśmy się do nieco większego mieszkania i pomyśleliśmy, że może Rysiowi trzeba dokupić kolegę? Może dzięki temu będzie szczęśliwszy. I tak 16 czerwca poszliśmy znów do sklepu zoologicznego... Po młodego samczyka - gładkowłosego koniecznie. Na oko w klatce takiego nie było, zapytaliśmy sprzedawcę i mówi, że są jak najbardziej... Podszedł do klatki, podniósł domek i wysypało się chyba z 10 świnek a wśród nich on - szary, jak wyblaknięty, wychudzony... TŻ-et od razu się nim zachwycił i chciał te szarą świnkę - oby to był samczyk... Okazało się, że to jest samczyk... Kupiliśmy więc Stefana. Miał mieć niby około 2 miesięcy. (Znów po czasie stwierdziłam, że na pewno nie miał).
Stefcio był małym słodkim szarym knurkiem, ale mi się średnio na jeża wówczas podobał, bo taki jakiś wyblaknięty

No ale TŻ-etowi skradł serce a i z Rysiem się dogadał. Mieszkali tak sobie chłopcy razem około miesiąca. Wówczas znaleźliśmy na Rysiu wszołki. Poszliśmy do weterynarza w pobliżu ówczesnego m-ca zamieszkania, który dał nam jakiś preparat do posypania świnki, której nawet nie chciał oglądać i kazał rozdzielić z drugą na około 2- tygodnie. Rozdzieliliśmy (wówczas już chłopcy mieli większą klatkę, więc Stefan trafił na chwilę do pierwszej Rysiowej pseudowilli - 60-tki). Niestety po dwóch tygodniach rozłąki stosunki chłopców stały się krwawe. Trzeba było więc ich rozdzielić. Kupiliśmy Stefkowi nową klatkę i tak sobie stali każdy w swoim domku z kontaktem przez kraty
Szukając informacji jak ich ponownie połączyć, co zrobić aby mieli wszystko czego potrzebują trafiłam na forum SPŚM...
Jakiś czas byłam tam jedynie w poszukiwaniu informacji... Aż do września 2011... Wtedy odkryłam do adopcji "Uszatka"...
TŻ-et nie wiedząc o co chodzi i dostając na nockach zdjęcia świniaka (skądinąd mało zachęcające) zgodził, się na jego adopcję i tak 15 października przyjechał do nas nasz Jurasek
zdjęcia z forum:
Juras u nas:
I tak to wszystko się zaczęło....
