Bonkers uratowany.
Od 23.20 do północy miała operację czy raczej zabieg w klinice Bemowo. Łez nieco wylaliśmy. Z zatkanego przełyku wyciągnięto kulę mięsa wielkości dużego kotleta wieprzowego. Otrzymaliśmy Bączka w charakterze zwisających zwłok - wybudzała się bardzo długo, ze 30-40 minut mimo zastrzyku wybudzającego. Dopiero jak się wybudziła odetchnęliśmy. Jak zaczęła odwracać głowę odsuwając się od moich całusów w nos to już było wiadomo że zaczyna wracać do siebie...
Teżet obdzwonił x wetów - Multivet, Elwet, Ursynów, Azwet, Arswet i jeszcze jakieś inne całodobowe lecznice, zanim znalazł takiego co nam w końcu pomógł - ale z zastrzeżeniem że musimy przyjechać w ciągu godziny bo zaraz potem wet idzie do domu! Na drugim końcu Warszawy - wsiedliśmy w taxi i pojechaliśmy. Mówili nam w Medicavecie żeby najpierw zrobić echo serca zanim narkoza bo może nie przeżyć. Nikt nie chciał nam zrobić po nocy echa więc zaryzykowaliśmy i zrobiliśmy endoskopię bez tego - bo jej stan się pogarszał, na miejscu zrobili tylko ładne prześwietlenie w dużym powiększeniu (piąte już dzisiaj). Było ryzyko że przy zabiegu wyciągania domniemanych kości uszkodzi się serce bo to było jakoś obok. Chyba jednak kości tam nie było tylko jakieś stare zasuszone mięso - musiała na spacerze je wyczaić bo to jednak nie z naszych śmieci.
Przed chwilą wróciliśmy, Kamil z Bonczkiem już śpią, Bonczek nie chce pić ani chodzić ani sikać, leży pod kocem.
---
Jest już ranek, z Bonczkiem lepiej, zrobiła się niedawno już ciepła i zjadła troszkę paćki ze zmiksowanego kurczaka - chce jeść tylko nie może na razie za dużo.