No nie da się ukryć, że rozpuścilam chłopaków jak dziadowskie bicze - Tazos od dwóch dni odmawia przyjmowania leków i ostentacyjnie wypluwa wszystko, gdzie poczuje tabletkę. Na szczęście jakus czas temu dostaliśmy antybiotyk na zapas, więc miałam się czym ratować. Ale został nam już tylko probiotyk do podawania
Zdjęcia a i owszem!
Znajdź Cheetosa
Tak, Cheetos tak spał
Ogilany Tazos. Dr Judyta pytała, czy to on tak pogryzł kołnierz. No nie, kolega.
Ależ Tazos śmiesznie wygląda w tym kołnierzu, jakby miał taką malutką główkę w stosunku do reszty włochatego ciała
I ten ziew...
Piękne mopiszcza... głaski dla stadka
Ta mała łepetynka to pierwsze, co się właśnie rzuca w oczy
Trochę się boję tego ściągania szwów, wczoraj już mi zaczął popiskiwać, pół nocy szarpał zębami domek, a dziś dzielnie, w kołnierzu, wygrzebywał podkłady do gryzienia. U niego to pierwszy znak, że coś mu nie tak i coś mu przeszkadza - ot, tak się wyżywa na otoczeniu. Tak samo się zachowywał kilka dni przed wycięciem guzka.
Ale, jak się odkuję po leczeniu świniola, planuję poprosić znajomego o mega wypasiony domek dla chłopaków, z trzema wejściami, pięterkiem i paśnikiem. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Tylko cały czas myślę, z jakiego to zrobić drewna.
infrared pisze:
Ale, jak się odkuję po leczeniu świniola, planuję poprosić znajomego o mega wypasiony domek dla chłopaków, z trzema wejściami, pięterkiem i paśnikiem. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Tylko cały czas myślę, z jakiego to zrobić drewna.
Z liściastego smacznego
Będzie dobrze!
"Człowiek jest odpowiedzialny za to, co oswoił" A. de St Exupery kontakt tylko porcella7@gmail.com
Miałam trochę wolnego, poczytałam trochę forum...i ponownie doszłam do wniosku, że chyba się jednak nie nadaję.
Przerażają mnie wszystkie historie o chorobach i odejściu prosiaków. Ostatnio naszła mnie taka refleksja, że chłopcy mają już trzy lata przekroczone, dużo i niedużo, ale kiedy to w ogóle minęło? A najbardziej boję się, źe coś przeoczę, nie zauważę i dojdzie do tragedii. Nie da się ukryć, że zwłaszcza Tazosa traktujemy jak dziecko, wychowywał się z nami od pierwszych swoich miesięcy, Cheetos z kolei jest taki szczęśliwy, stąd też przestałam myśleć o kolejnej świni, żeby tego długo wypracowywanego szczęścia i zgody nie zaburzać. Ale tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć. A nie ukrywam, że po śmierci mamy nadal prosiaki są jedną z niewielu rzeczy, które z jednej strony mnie cieszą, a z drugiej mobilizują do działania, chociaż też miałam etap, gdzie żyły same sobie, bo mi straczało energii tylko na posprzątanie i nakarmienie. W każdym razie, nie wyobrażam sobie, żeby tych małych włochatych ryjków zabrakło.
ja mam to samo. gdy nagle odeszla Andzia to mimo bolu wiedzialam ze musze dla Zosi znalezc towarzyszke.
i tez mialam taki etap ze jedyne co mnie wyciagalo z lozka to koniecznosc nakarmienia wieprzy. od mojej pierwszej swini jestem do nich bardzo przywiazana. znioslam bardzo wiele dla nich, ich zycie bylo wazniejsze od mojego szczescia.
jak pomysle ze Zosia juz ma 4 lata, i... w sumie nie chce myslec o tej smutnej przyszlosci, wiem ze nic nie jest wieczne ale teraz sa ze mna, zdrowe i to sie liczy. a jak zachoruja to bede walczyc do samego konca. dla kazdej wspolnej chwili, warto.