W niedzielę wieczorem Masza (mastomys) nie wyszła do jedzenia. Poszukałam jej w klatce wśród niezliczonych domków i kryjówek. Leżała w kryjówce drewnianej i nie mogła się podnieść. Miała paraliż tylnych łapek. Paluszki w jednej łapce chyba obgryzione go krwi. Pewnie sama to sobie zrobiła. Była już starutka bardzo, miejscami miała wyłysiałe futerko, była bardzo chuda. Niby wiedziałam, że nie zostało jej wiele ale za krótko była z nami
Przełożyłam ją do transporterka, podałam strzykawką wodę i karmę ratunkową. Jadła i piła bardzo chętnie. Wiedziałam już, że w poniedziałek rano wyruszy w ostatnią drogę do weta. Mimo, że jadła i piła jak jej się podało to wiedziałam, że sama nie będzie mogła jeść i pić bo nie chodzi a pełza

Przód zwierzątka działał a tył nie. Całą noc nie spałam, dokarmiałam ją i poiłam. Mimo, że rano miała odejść to nie mogłam pozwolić aby była głodna.
Rano chciałam ja podnieść i ogarnąć transporterek a Masza złapała mnie łapkami za palec. Chciała jeść. Popłakałam się. Nakarmiłam ostatni raz. Umarła z pełnym brzuszkiem. Została mi jeszcze Esmeralda. Od śmierci Maszy jest pobudzona, biega po kratkach. Nie wiem czy szuka siostry czy po prostu się nudzi
Żegnaj czerwonooka dziewczynko

Brykaj za TM z rodzeństwem.