Jogiemu za to na rtg klatki wyszło serce na pół tejże, aż się dr Magda zafrasowała mocno. Na razie furosemid, a po powrocie dr Szaluś, 17 lutego echo i dalsze leczenie. Chłop duży, przy apetycie i czuje się na szczęście nieźle. No bo leczyliśmy guzek na paszczy, a serducho się tymczasem rozdymało z wiekiem. No nikt mu nie robił prześwietlenia po całości, bo nie było wskazań.
Mnie dopadła najpopularniejsza aktualnie choroba. Obudziłam się z katarem, a że mam kontakt z osobami specjalnej troski, to użyłam patyczka... Test domowy wyraził się o mnie pozytywnie, wypadało potwierdzić - co kosztowało 135 zł (luxmed) ale za to bez kolejki i blisko. Bo wiecie, to nie jest choroba dla osób bez samochodu... Jak człowiek wie, że może zarażać, to do tramwaju raczej nie wsiądzie.
No i siedzę w izolacji 10 dni, nie narzekam na razie, węch mam - co mnie zmusiło do posprzątania starszakom, bo już lewitowali nad podłożem.
Gdzie i od kogo złapałam? Nie mam bladego pojęcia - w pracy byłam tydzień temu i nikt nie zachorował w tym czasie, bywałam w sklepach, windach, zbiorkomie...próżno szukać.
Zakupy nie problem, dobrzy ludzie pomagają generalnie. Telewizyta z dnia na dzień. Państwo powiedziało, że mi przyniesie pulsoksymetr, ale na razie nie przynioslo

No i se siedzę. Trochę kicham, trochę kaszlę. Nic się nie dzieje.
