U nas na osiedlu nie ma takiej tragedii. Są oczywiście śmieci, bo czemu miałoby ich nie być, zawsze ktoś musi coś wywalić w krzaki, chociaż 5 metrów dalej jest śmietnik. Kiedyś Mig, jak szedł z Homerem, zwrócił uwagę jakiemuś kolesiowi, że ma śmietnik obok, a wywala w trawę i żeby się wstydził... Oczywiście po polsku powiedział. Koleś podniósł i wyrzucił do śmietnika.
Ale nie o tym. U mnie sąsiedzi, których oczywiście nie znam (serio - Miguel z nimi gada...ja jak kogoś widzę, to jakbym pierwszy raz widziała

), ostatnio zorganizowali sprzątanie pobliskiego lasku. I autentycznie łazili z dzieciakami po krzaczorach i wywlekali najdalej wciśnięte wory i inne świństwa. Byłam pod wrażeniem. Potem zobaczyłam, że na klatce obok powiesili plakat o tej akcji. Ale było po ptakach, bo to było w sobotę a ja w soboty śpię do 11...i oglądałam ich zadziwiona z okna

Ale zdarza mi się wrzucać z powrotem do śmietnika powywlekane przez dziki z tego śmietnika syfy. No i oczywiście sprzątam po Homerze do bio-worków
Ale nie mam się czym chwalić, bo nie umiem wyeliminować plastiku i zdarza mi mi się zmarnować jakieś jedzenie - np kupiłam kapustę i 1/3 poszła w szmaty, bo Mig nie je, a mi po 5 dniach jedzenia surówki już mi bokiem wychodziła...i tak leżała w lodówce i czekała na lepszy czas, ale doczekała się tylko miśka

Właśnie najczęściej warzywa u mnie idą w szmaty... Ale już staram się kupować na bieżąco i mniej, żeby właśnie dużych zapasów nie robić.