
Dla mnie łatwiej paradoksalnie byłoby chyba przyjąć nagłą niespodziewaną śmierć świnki, wiesz, niepoprzedzoną miesiącami trzymania się życia ledwo ledwo, leczenia, czyszczenia kupra itp itd

Tak mi Pan Koparka zszedł chyba ze 2 lata temu we śnie niepodziewanie i do tej pory nie wyszłam z szoku i nie opłakałam go. Z Buniakiem ciężko mi się było pożegnać bo widziałam jej ostatni oddech i przedśmiertne zrywy. Chyba żadna śmierć zwierzaka tak mnie nie zmasakrowała jak Buniak, choć przy śmierci ostatnich 5 z 6 chomików-emerytów byłam i też było niełatwo.