Bardzo dawno nas nie było. Trochę to spowodowane nieogarnięciem, trochę typowymi bolączkami życia rodzinnego - szczęśliwego, ale wiecznie pędzącego i nie zostawiającego wiele oddechu. Synek rośnie, czekamy też już na jego rodzeństwo...

Tak więc dzieje się... ale wszystko u nas dobrze.
Co do świń - Baranek i Leonek mają już 2,5 roku. Trudno mi zrozumieć, jak szybko to minęło... Mają się dobrze, w sumie to nuda u nas pod tym względem, ale przecież takiej nudy to chce każdy. Są dobrymi kumplami, czasem się pokłócą, ale jeden drugiego potrzebuje jak powietrza. Ciągle tylko męczę się z próbą odchudzenia ich. Suchej karmy prawie już nie daję. Dużo siana i ziółek (najbardziej lubią pokrzywę). Co jeszcze tak ich może tuczyć?
Karmelka, mama Baranka, miała za to ostatnio przejścia medyczne. Straciła macicę i jajniki w wyniku ropomacicza. Na szczęście operacja się udała i po ciężkiej pierwszej dobie świnia zaczęła dochodzić do siebie. Moja mama nieźle to odchorowała ;/ Ona żyje w symbiozie z Karmelką. Nie ma na świecie lepszego opiekuna do zwierząt, ale psychicznie za każdym razem się to na niej odbija... i fizycznie przez to też. Samiczki dopiero na Święta zamieszkają ponownie razem, bo szwy nadal są, ale wszystko goi się dobrze. Postaram się w Święta zrobić też jakieś fotki paniom.
Przepraszam za monotonię zdjęć, ale to takie na szybko... jak zwykle zresztą.
A to prawie 15-miesięczny samiec człowieka - zafascynowany świniami od zawsze. Na szczęście pod ścisłym nadzorem odnosi się do nich delikatnie (próby niedelikatności tak czy siak szybko tłumimy). Tak, wiem, pazury już się kwalifikują do obcięcia - planujemy to zrobić jak najszybciej.
