Nie wiem

Tym bardziej, że te ostatnie tygodnie była taka żywa. Miała apetyt, przytyła. Rano jeszcze biegała z Czarkiem. Jednak nie ma co ukrywać, że na 100% była z pseudohodowli i to zapewne też miało wpływ.
Jest mi tak ogromnie szkoda Czarka, nie chciałam mu zrobić takiej krzywdy go adoptując. Tak się cieszyłam widząc ich razem. A tu znów osamotniał. Wczorajszy wieczór i noc były dla niego ciężkie. Wieczór spędziliśmy po prostu razem na kolankach, nie chciał nawet nic zjeść. W nocy go doglądałam, napił się trochę, zjadł trochę ale smutek był. Dziś znów spędzamy sporo czasu razem, ma apetyt, zjadł swoje ulubione ziółka, dostał jabłuszko i dzielnie sobie pochrupał nawet kawałek zaniósł w swoje ulubione miejsce. Chętnie się tuli i chce być głaskany, więc to też mu zapewniamy. I oczywiście rozglądamy się za nową żoną dla Czarka, myślę, że im szybciej dołączy do niego nowa dama tym lepiej.
Skoczusi nigdy nie zapomnę, zresztą Toffi i Cichotki też nie. Moje kochane kinder-niespodzianki były takie dzielne. Każda z nich była inna, każda miała swój charakter i swoje humorki. Otworzyły mi oczy na to co przechodzą świnki z zoologa. I zawsze mogłam liczyć na punktualną pobudkę, bo pory karmienia zakodowane miały na amen. Nikomu nie było też dane bezkarnie otwierać lodówki, a jak duży kiedyś wpadł na pomysł zjedzenia marchewki siedząc obok klatki to trio opowiedziało co sobie o tym sądzi. Nie zawsze się dogadywały, zdarzały im się kłótnie najczęściej o jedzonko. Ale były taką rodzinką
Tak je zapamiętam
