Meldujemy się. U nas w sumie po staremu, liczebność świń wróciła do szerokopojętej normy

Kaźko i Władko zostali wyadoptowani i pojechali sobie do nowego domu, świnie mi nagle ucichły, przestały śpiewać w oktecie, a klatka chłopaków przestała wreszcie skakać pozbawiona popkornującej zawartości. Do niedawna wydawało mi się, że 6 świń to wohohoho, a teraz jakby ich nie było. Jak w tym dowcipie z kozą. Cisza, spokój, ryje głównie leżą, żrą i śpią, od czasu do czasu słychać jedynie drobne kłótnie wybuchające między Eris a Freyką, albo Maggie głośno ochrzaniającą swojego męża. Pewnie znowu nabobczył nie tam gdzie trzeba

Oczywiście w międzyczasie zaliczyliśmy pewnie z 3 razy weta w ramach akcji pt. znalezienie podejrzanego czerwonego siku w kojcu (zawiezienie wszystkich świń do weta na test pt. która to taka dowcipna, ustalenie, że panny są zdrowe, znalezienie podobnego siku kilka dni później i przetestowanie awaryjnym paskiem od weta, stwierdzenie z przerażeniem w oczach, że tam jednak jest krew, omójboże i dzika panika, poszukiwanie właścicielki felernego siku, wytypowanie Ivy jako tej najbardziej podejrzanej, bo prawie złapanej na gorącym uczynku, zatarganie Ivy ponownie do weta celem wykonania usg pęcherza, nerek i wszystkich nadobnych damskich części ciała, a następnie ustalenie przy pomocy wetki i jej magicznej machiny, że to jednak mógł być jedynie piasek albo jakiś mini kamyczek, który właśnie przypadkiem wysikała, bo świnia jest najwyraźniej zdrowa... ). Wyleczyliśmy też grzyba u 3ki bab i zauważyliśmy z lekkim opóźnieniem, że Lilo skończył swój pierwszy rok życia. Oczywiście nie mógłby i tak świętować elegancko i z fasonem, gdyż w ramach obchodów urodzinowych rozwalił sobie wargę i wybił jednego zęba.