Heloł po przerwie. Jakoś czasu okrutnie mi brak, to chociaż czytam, co u kogo słychać
U nas czas leci jak szalony. W weekend byliśmy w Hiszpanii na ślubie brata Miga, bardzo było fajnie ale sama podróż to tragedia.. Cały piątek lecieliśmy i jechaliśmy, 15h, potem tak samo wracaliśmy w poniedziałek. Ale te 2 dni były całkiem sympatyczne. W tymże czasie wszystkimi zwierzakami zajmowała się mama... Stwierdziła, że rano przed pracą nie będzie się już myć, bo wyprowadzając Homera i zapodając co trzeba Żurkowi czasu już dla niej nie będzie...wstając o 5... Ale dała radę

Homer był super, Żurek też dawał radę i nawet ciutkę zaczął przybierać na wadze, więc postanowiłyśmy zaprzestać dokarmiania. Kupy są obrzydliwe nadal, nic nie pomaga. Z usg nic nie wyszło oprócz przyspieszonej perystaltyki. Nie wiem natomiast jak ją spowolnić, i wetka chyba też nie za bardzo ma pomysł, więc postanowiłyśmy właśnie zaprzestać dokarmiania, ograniczymy świeżą zieleninę (mamy już mnóstwo swoich świeżych suszków

) i niestety tuczące kiełki słonecznika też na kilka dni odłożymy. Podaliśmy też dawkę węgla, bo smecta nic nie pomagała. Zobaczymy, czy to coś pomoże.
Miecio był grzeczny...do czasu. Znowu okropnie nagabuje Żurka, choć Żurek wcale nie osłabł. Pięknie je chyba już wszystko, nawet suszone warzywka, zachowuje się normalnie. Mietek jest niegrzeczny i mama ma plan zabrać Żurka dziś na noc od Mietka. Zobaczę jutro, co z ego wynikło.
Dziś byliśmy u weta wszyscy razem. Żurek i Homer musiał mieć pobraną krew na wątrobę. Już po południu były wyniki i wszystko jest dobrze

Potem wróciliśmy do mamy, posprzątałam świniakom, zjedliśmy schabowe, zabrałam wyro Homera i wróciliśmy do domu. Mamie chyba spodobało się bycie z Homerem. Uspokoiłam ją, że jeszcze nie raz u niej pomieszka
