Byliśmy sobie na kontroli, zaopatrzeni w termofor, koc i radośnie furczaca świnie. Dobra wiadomość jest taka, że serduszko wróciło do normy i nic mu na ten moment nie jest. Odstawiamy dziś jeden lek, za trzy dni mam odstawić drugi. Kiepska wiadomość to ta, że została zbadala pod kątem furkotania, które wcale nie dochodzi z nosa (a byłam tego pewna) tylko z gardła. Powyżej krtani. Nos czysty, drogi oddechowe poza tym miejscem czyste. A tam się zbiera glut i powoduje furkotanie. Jako, że trwa to już od października z krótkimi przerwami, nie przeszkadza świni w życiu (jej wku.wienie na cały świat to bardziej kwestia charakteru) to nie martwimy się bardzo. Pani Doktor powiedziała, że miała już taki przypadek, chronicznego furkotu i świnia sobie żyła długo i szczęśliwie. Mamy prochy wykrztusne, szprycujemy Rodicare Pulmo, spróbujemy wprowadzić inhalacje. Rozglądam się też za nawilżaczem powietrza żeby jej trochę ulżyć. I to tak może przychodzić i odchodzić. Jak przyjdzie to wyciągamy arsenal i do boju.
Mamy do Pani Doktor dzwonić za 2 tygodnie z meldunkiem jak tam na froncie sytuacja wygląda.
A Luniak to poza tym ma dziś kiepski dzień. Najpierw przebiegła cała klatkę tylko po to żeby ugryźć boguduchawinna Pchłe, a potem tak zbila Elmo, że aż płakał (chciała wejść do willi a jednocześnie nie chciała go wypuścić. Jutro usuwamy jedna ścianę, mam serdecznie dość tych bojek

). Wredne babsko
