Teraz trochę posmęcę... Są chwile, kiedy tracę siłę i nadzieję na Żurka... Od roku walczymy z brzydkimi kupami. Nic na dłuższą metę nie pomaga... Wetka sama mi powiedziała, że już tyle rzeczy spróbowałam...Nawet boby Mecia nie pomogły. Po 3 podaniach znowu były brzydkie kupy (nie dostał wtedy nic nowego do jedzenia), więc odpuściłam sobie, bo on tego nienawidził. A może powinnam ciągnąć tą kurację? JD radził mi zająć się wątrobą, bo może z nią są problemy. Cóż, na badaniach krwi zatem zrobimy też próby wątrobowe. Mam też wg niego ograniczyć marchewkę korzeń i w ogóle zrezygnować z selera korzenia. Wszystko to ze względu na wątrobę. W maju miał podwyższony aspat, a potem w grudniu miał badanie...kurcze, mogłam dziś sprawdzić, jak byłam u mamy, czy wątrobę mu też badali. Jutro zobaczę. Kiełki wyrosły wielkie, Żurek dostał 4 (potem jeszcze 3 jako nagrodę po myciu poopki) a Mietek nie wiedział, co z tym zrobić...Podrzucił ze 3 razy i w końcu zjadł

Potem tak patrzyłam na łapki Żurka i mi się wydawało, że jedna jest jakby opuchnięta... chwyciłam drugą dla porównania i już zgłupiałam...chyba jednak ok. Takie też ma biedne te ząbki, że mi łzy w oczach stają nad ich stanem...2 lata temu, co ja gadam, jeszcze rok temu miał po 2 równiutkie i bielutkie przednie a teraz? Waży też coraz mniej...Dziś ważył 979, w czwartek 985... Wiem, że to niewiele różnicy, że mógł sirknąć albo co... Ale ciągle jest ciut mniej. Na szczęście z tych wszystkich nieszczęść nie robi mu się żaden ropień przy tych poprzerastanych korzeniach (ponoć to idzie w parze)... Przy czwartkowym macaniu wetka też nic nie wyczuła, żadnych zgrubień, żadnych guzów...Ale u Alfika też nie czuła... Mietek też jest strasznie namolny i nie daje mu spokoju. Łazi za nim wszędzie turkocząc i zaczyna z dzioba mu zabierać... Czasem Żur się obruszy, ale czasem po prostu odchodzi. Mam nadzieję, że jednak z tego powodu nie je mniej. A może więcej przez Mietka się rusza, stąd ten spadek wagi? Jeszcze jedno, co zauważyłam (a przynajmniej tak mi się wydaje)- Żurek miał przez długi czas łysy prawie że brzuszek. Pierwsza wetka mówiła, że to tarczycowe, ale krew na tarczycę wyszła ok... Druga i trzecia wetka też zwróciły uwagę na tą łysolkowatość. A dziś mi się wydawało jakby więcej futerka na brzuszku... Może mi się tylko wydawało, ale naprawdę jak myłam mu wacikiem brzuszek, to tak trudniej bo bardziej włochato było... Muszę mu zrobić krew, sirki i usg... Muszę. A jak wyjdzie co złego, to co ja zrobię? Opuszczają mnie siły, przysięgam... I ciągle myślę o Alfiku i w gardle mnie ściska... Żuruś ładnie się zachowuje, nawet ładniej niż Alfik, bo Alfik częściej odpoczywał, męczył się. Żurek nie przejawia zmęczenia w ogóle. Ale tyle jest przypadków, że świnka do ostatniego momentu nie pokazuje nic po sobie...A przecież piszą, że utrata wagi to pierwsza oznaka, że coś jest nie tak. Ostatnia krew w grudniu niczym nie niepokoiła, kupy też nie (chodzi mi o badanie, bo sraki były), rtg ząbków też bez ropnia, bez guzów w główce...Mogłam kazać zrobić też całe ciałko. Jeżeli ma być coś złego, to proszę, niech to będzie wątroba, bo to wyleczymy, dietę zmienimy...ale nigdy już nie zdecyduję się na żadną operację...Nie przeżyłabym tego drugi raz...
Dziś mam zły dzień, naprawdę, sfrustrowana jestem
