To wszystko jest bardzo ciężkie. Stefankowa rana po operacji goi się - chyba ładnie, jesteśmy w kontakcie telefonicznym z dr Kasią. Przemywamy, czyścimy, patrzymy.
Wczoraj na chorej łapce wyszedł strup, strupek pękł z łapki zaczęła się wydobywać taka jakby kaszka z krwią. Wet w Poznaniu to oczyścił. Stefan płakał, wyrywał się. Ja już właściwie siedzę i płaczę z nim. Przez 4 dni udało nam się podać mu zastrzyki z tolfiny i baytrilu. Wczoraj już nie daliśmy rady, piszczał, wyrywał się, napinał się, ma plecki pokryte w stupach po odczynach, jest chudziutki więc miejsca do wbijania się dla laika zaczęło już brakować. Trafiliśmy do weta, dziś też i przez kolejne 8 dni będę z nim do weterynarza na zastrzyk chodziła.
Grozi mu amputacja łapki po tym jak chyba od leżenia w miejscu wdał się w nią jakiś stan zapalny, czy coś - spuchła... Na zdjęciu rtg widać, że jeden z paliczków rozpuścił się całkowicie.
Stefan jednak się nie poddaje. Wyrywa się, piszczy, krzyczy przy wszystkich zabiegach i dokarmianiach na siłę strzykawką. Zdaje się mieć przy tym coraz więcej siły. W przeciwieństwie do mnie.
Stefan chce jeść - biegnie do marchewki włożonej do klatki, wyrwał mi ogórka z ręki, walczył z liściem buraczka - nie może, nie jest w stanie ugryźć nic. Poddaje się po kilku próbach. Chętnie je male kawałki podane z ręki - takie w sam raz do pyszczka, jednak czasem i z nimi ma problem i "zawiesza" się - wygląda jakby się tym dławił. Nie wiem co mam robić w takiej sytuacji, nie wiem jak mu pomóc, jak na razie sam sobie radził - jakoś jednak wypluwał "nie taki" kawałek po czym brał go z powrotem i zajadał. Dr Kasia mówi, że nie powinien się niczym zadławić, ale i ona nie brzmiała przekonująco tym razem.
Przekonująco brzmi za to stwierdzenie, że Stefan już nie zacznie jeść normalnie. Nigdy. Już nie zje swojej ukochanej papryki zielonej brudząc nią cały pyszczek dookoła i wyglądając na naprawdę szczęśliwą świnkę, już nie umorusa mordki pomidorem i burakiem.
Tak słodko się przytula do mnie na rękach, grucha sobie, wyciąga do mnie ten swój mały kochany pyszczek... a ja nie wiem co dalej, boję się, że będzie mu źle, że nigdy już nie będzie w miarę szczęśliwą świnką....
A czy takiego potarkowanego warzywka nie mógłby jeść? (mam nadzieję, że to nie jest głupie pytanie...... )
Trzymam mocno żeby szybciutko doszedł do dobrej formy
Kurcze, sorki, ale nie przeczytałam o historii całego zabiegu (dlatego nie wiedziałam, czy pytanie nie będzie głupie....), widziałam zdjęcie z dziurą..... Mam nadzieję, że jak dojdzie do siebie, to powolutku zacznie może podjadać sam?
Mam łzy w oczach, siedzę z rodzicami i staram się opanować żeby nie zauważyli.. Ale ciężko.. To taka kochana i dzielna świnka.. Mam wrażenie że inny prosiak dawno by się poddał a on jednak walczy, wiem też że dużo Dużych by się poddało a Ty o niego walczysz ciągle i wiem, że póki on będzie walczył to nie przestaniesz. Trzymajcie się
Marta amputowac lapke w jego stanie? Straszne jest czytac jak on sie meczy
Bardzo mi przykro bo wiem, ile Cie to wszystko nerwow i lez Cie kosztuje a Stefanek nadal sie meczy i z Twojego opisu wynika, ze lepiej juz nie bedzie...
Zapytaliśmy wprost weterynarza.
Kategorycznie odpowiedział, że on się nie męczy po nic, że warto walczyć dalej i że są duże szanse, że jeszcze będzie szczęśliwy, może nie w pełni zdrowy ale będzie ok.