Smutno mi. Wszystko podporządkowane było opiece nad Dorcią. Wyjazdy były możliwe tylko, gdy siostra mogła przejąć podawanie leków. Pierwsze co robiłam po wstaniu, to "oporządzałam" Dorcię - podawanie leków, przemywanie oczka (miała tendencję do tworzenia się śpiochów), czyszczenie pupki i pazurków (robiła miękkie boby) i oczywiście wygłaskanie. Zawsze na kolankach wyciągała nóżki do tyłu, a jak się ją podrapało po grzbieciku, to przechodził ją dreszczyk. Wieczorem znowu leki i codzienna porcja bobów od innych świnek, w celu poprawy konsystencji jej własnych. Nie mogła się zawsze doczekać mieszanki boby + Herbicare + biolapis. Brała szybko lekarstwa, żeby tylko dać już ją jej dać. Z bobkami walczyliśmy już ładny kawał czasu i nikt nie potrafił powiedzieć dlaczego czasem były miękkie, a czasem ładne. Wyniki były ok, badanie bobków nic nie wykazało, dieta nie pomagała, więc się z tym pogodziliśmy. I tak sobie żyła - często brudna, trochę zesztywniała ze starości, ale zawszy wypatrująca smacznego kąska do zjedzenia. Wczoraj gdy coś mi spadło na podłogę, Puchatka uciekła przestraszona, a Dorcia wyszła z norki z pytaniem: "żarcie dają? gdzie żarcie"?
Nie mogę uwierzyć, że jej już nie ma. Że nie muszę wstawać te kilka minut prędzej, żeby się nią zająć, że nie muszę wyszukiwać dla niej najładniejszych, najświeższych bobków, że już nie wyciągnie mi łapek na kolanach pochrumkując. Już mi jej strasznie brakuje.
![Obrazek](https://lh6.googleusercontent.com/-F5OGS_Kmy0I/Tux-9DS_H5I/AAAAAAAAAts/Ihewf2iNCiY/w1275-h847-no/DSC_1367.jpg)