Poszłyśmy z Jagą do weta 12.10, bo znowu jakoś nie chciała jeść. Dr popatrzyła, wyjęła jakąś piłę dentystyczną i wśród jej wizgu i zapachu spalonych zębów przycięła prośce z 0,4 mm siekaczy.
Po tym w Jagę jakby nowe życie wstąpiło. Je warzywa, je trawę. Dłubie w granulatach i widać że coś tam ubywa, w suszkach też. Nie siedzi już w norce, tylko pod hamakiem. Ryje nosem w sianie, sika w bok klatki nie do norki, stoi słupka, biega po klatce i podskakuje sobie.