Założyłam temat, żeby po Malutkiej został jeszcze jakiś ślad w świecie, oprócz tego w moim sercu i pamięci. 3 dni temu zakończył się wyjątkowy etap w moim życiu. 3 dni temu Malutka odeszła. Ostatnia, czwarta ze "starej gwardii". Na forum nikt jej nie znał, przynajmniej nie na tym. Ja też udzielałam się tu bardzo rzadko i pewnie już nic nie napiszę. Malutka to weteranka jeszcze ze starego forum. Adoptowana ze stowarzyszenia. W majowy weekend 2012 roku jechałam po nią prawie 130 km do Poznania. Wtedy była maluszkiem - i taka dla mnie została przez całe życie - to córka jednej ze świnek uratowanych z jakiejś interwencji, urodzona już w domu tymczasowym. W lutym skończyłaby 7 lat.
Mam nadzieję, że miała dobre życie. Miała też w domu ksywkę "Łobuza" w pełni oddającą jej charakter. Zdobywanie jej zaufania zajęło mi 5 lat. Ale kiedy to się stało, była najwspanialszą świnką, jaką można sobie wymarzyć. Odeszła 1 listopada po 2 w nocy. Odeszła ze starości, dożywszy sędziwego wieku, a ja jedyne co mogłam zrobić, to zapewnić seniorce wszystkie wygody. Umarła na moich rękach, wtulając się we mnie ostatkiem sił. Coś skończyło się bezpowrotnie. Jakaś część mnie umarła tak bezgłośnie i niepostrzeżenie, jak Malutka.
Wierzę, że "do zobaczenia Słoneczko" nie było słowami rzuconymi na wiatr. Bo tęczowy mostek przecież istnieje, prawda?
Do zobaczenia Słoneczko...
