
Ze względu na wieczny brak czasu i w związku z tym zerową aktywność na forum nasz wątek niestety został usunięty. Postaram się nadrobić zaległości i na bieżąco aktualizować informacje o moim męskim stadku.
Lucjan zwany Luckiem- najmniejszy z kolorowych laboświnków wyrósł na potężnego kawalera (+/- 1200g), który zdecydowanie nie da sobie w kaszę dmuchać. Najpierw rozszarpał ucho, niestety już nieżyjącemu, Ludwikowi, później poważnie pobił się z Hantu przy próbie łączenia




Hantu, w skrócie Han. Han Solo. Również adoptowany ze Stowarzyszenia miał być wycofaną świnką, dominowaną przez drugiego samca, reagującą na stresowe sytuacje natychmiastową biegunką.. która do tej pory (tfu, tfu) się jeszcze nie zdarzyła. Okazał się za to być walecznym dominantem, ceniącym sobie kontakt z kolegami tylko na wybiegu. Klatka musi być jego na wyłączność, inaczej co chwile przegania potencjalnego współlokatora potężnym gryzem w tyłek. Jest za to niesamowicie kontaktowy, uwielbia głaskanie, daje buziaczki w policzek i jest straszną gadułą. Kocha spać owinięty wokół szyi swojego człowieka.



Geralt, wiedźmińska świnka. Maluch uratowany w marcu zeszłego roku ze sklepu zoologicznego. Był samotny, wychudzony i z toną pasożytów. Nikt go nie chciał ze względu na czerwone oczka. Jest świnką o cudownym charakterze, nie wykazuje żadnej agresji, próbuje dogadać się z każdym i generalnie zachowuje się tak, jakby znał się z inną świnką od zawsze. Niestety pozostali koledzy tego nie doceniają. Lubi głaskanie, jest ciekawski, ale dalej ma momenty nieufności. Wyrósł na kudłatą, rozczochraną chmurkę. Tydzień temu stracił swojego współlokatora i wyraźnie brakuje mu towarzystwa.. Pracujemy już nad tym i niebawem do stada dołączy nowy kolega.
Tak wyglądał tuż po zabraniu go ze sklepu zoologicznego, gdy przymusowo odbywał kwarantanne w innym pomieszczeniu niż reszta prosiaków:

A tak obecnie:


Z nieodżałowanym Ludwikiem:

Ludwik niestety miał ogromną wadę serca, jego mięsień sercowy był tak przerośnięty, że zajmował powierzchnie 3/4 jednego płata płucnego.. Dostawał leki nasercowe, jeździliśmy co tydzień na kontrole do Krakowa, w międzyczasie przyplątało się jeszcze zwichnięcie stawu żuchwowo-skroniowego i tak od listopada walczyliśmy o jego zdrowie. Niestety w ubiegłą środę jego chore serduszko poddało się.. Zdążyliśmy tylko dojechać do weterynarza, gdzie dostał steryd, adrenalinę i został umieszczony w komorze tlenowej, ale niestety nie dał już rady..
