
Zabrałam ją ponad 4 lata temu z pseudo spod Pszczyny razem ze Stasią. Miała zaledwie 5 lat.
Od 4 miesięcy walczyłyśmy z chorobą. Tosia przestała jeść. Była na karmieniu ręcznym. Miała problemy z żuchwą. Codziennie spieszyłam się z pracy do domu, żeby ją nakarmić. Kiedy musiałam dłużej zostać zabierałam ją ze sobą. Teraz już nie muszę się spieszyć choć tak bardzo bym chciała.

W piątek miała kolejną korektę zębów. Czuła się dobrze. Wszystko było w porządku. Wetka była pełna podziwu, że tak ładnie trzyma wagę.
Wczoraj wieczorem była jakaś dziwna. Jakby słabsza niż zwykle. Ale kolację ze strzykawki zjadła z chęcią. Myślałam, ze ma gorszy dzień. Dzisiaj rano znalazłam ją leżącą na plecach. Ciężko oddychała. Zabrałam ją na ręce, zawinęłam w ulubiony kocyk i zadzwoniłam do wetki. Niestety już nie dojechałyśmy. Odeszła na moich rękach.

Nie jestem w stanie opisać co w tej chwili czuję. Matylda straciła kolejną koleżankę a ja małą przyjaciółkę. Karmienie stało się moim codziennym rytuałem. Zżyłam się z nią bardzo jak z żadną inną moją świnką.
W ciągu roku straciłam trzy moje małe przyjaciółki. Kazię, Stasię i teraz Tosię. Bardzo mi ich brakuje. Łzy kapią mi na klawiaturę. Choć już ich tyle dzisiaj wypłakałam.
Niewiele jest osób poza forum, które zrozumieją mój smutek. Przecież to tylko świnka dla większości. A dla mnie to mały wielki przyjaciel i członek rodziny.
Biegaj maleństwo szczęśliwie po zielonych łąkach. Już pewnie spotkałaś swoją przyjaciółkę Stasię, sąsiadkę Kazię i całą resztę zwierzaków, z którą przyszło nam się rozstać. Kiedyś do Was dołączę.


Tutaj razem ze Stasią (*)
