Szczerze mówiąc nie wiem, czy mam się stresować. No bo np z Żurkiem oprócz ząbka, który nie wiadomo czy odrośnie, wszystko dobrze się skończyło. Teraz pewnie czekają mnie regularne wizyty w celu oczyszczania kieszonek z włosów, ale wszystko skończyło się dobrze a teraz Żurosław tyje w najlepsze

A Alfredzik może chudnie ze stresu, bo oprócz chudnięcia to jego styl życia i bycia się nie zmienił. Np capie po uszach Żurka, jak ten chce wleźć za tuneliki pod pięterko, wyrywa z paszczy Żurka trawkę, jak już zeżre swoją, jak mu zakrapiam oczy, to mnie ostentacyjnie odpycha główką z taką siłą, że zawsze kropla trafi gdzie indziej, nie w oko, sika i bobczy normalnie, wskakuje na stare pięterko (nadal nowe pięterko jest tylko dla Żurka), biega i bryka jak dawniej - czyli leniwie
Stresuje mnie może też to, że na krew muszę pojechać przed południem, a ja już tyle razy się z roboty zwalniałam i tyle dni wolnych nabrałam dla Żurka (do końca roku zostało mi 11 dni urlopu...), że zastanawiam się jaki powód teraz mam dać szefowej na spóźnienie. Bo przecież prawdy nie powiem...wyśmieje mnie...