Nie wiem, co te moje chłopy...
Ostatnio było o Cheetosie, a niedawno Tazos przyprawił mnie o zawał.
Nakarmiłam, siedzę, nagle słyszę - Tazos jakby czkał, lecę do klatki - a ten się aż skręca. Biorę na ręce, opukuję, oglądam, wydaje się, że ok. Odstawiam, leci do miski, to idę patrzeć...a ten znieruchomiał, skulił się, nastroszył zamknał oczy, przestał reagować na cokolwiek. Totalna panika, oczywiście środek nocy, no ale coś trzeba zrobić i to szybko, chcę go wziąć na ręce - i odblokowało go, chyba przez zaskoczenie. Ba, zaczął skakać jak opętany, warczeć na smętny kawałek selera, który został, w końcu się przemógł i zaczął jeść. I już było normalnie, ale co się strachu najadłam, to moje.
Poza tym kupiłam im nowy kocyk w pepco, taki ładny, turkusowy. Zrobiłam dwa podejścia na włożenie do klatki - no nie idzie, dostają takiej paniki, jakiej w życiu nie wiedziałam. Za piewszym razem w ogóle nie wiedziałam, co jest, ale drogą dedukcji wytypowałam winowajcę - i po wyjęciu spokój.
A tak poza tym, gdyby ktoś miał wątpliwości, kto tu rządzi
