Asiek dziękuję ze napisałaś tego posta. Wiem, jak Ci ciężko, ja też sobie z tym nie radzę. Wszystko mi ją przypomina, ciagle jej szukam wzrokiem i budze się z najdzieją, że zaraz ją zobaczę. Próbuję wyłaczyć myślenie, żeby móc normalnie funkcjonować. Zdarza się nawet, że czuję się winna kiedy się uśmiechnę bo coś mnie rozbawi. Wiem, ze to głupie, ale silniejsze ode mnie. Niestety dla ludzi, którzy nigdy nie zakochali się w żadnym prosiaczku juz zawsze to bedzie "tylko świnka". Ja płaczę codziennie, ale nie wtedy, kiedy tego "potrzebuję" ale kiedy mi wolno - kiedy jestem sama a wszyscy już śpią albo zamykam się w łazience. Wszyscy twierdzą, że przesadzam, dramatyzuję, że czas się ogarnąć, patrzą na mnie jak na idiotkę, mówią że już starczy. A ból niestety nie maleje. Cieszę się, że chociaz Ty masz męża, który Cię rozumie i wspiera.
Poczucie winy juz pewnie zawsze będzie wracać a kazda będzie rozważała wszystkie możliwe scenariusze na milion sposobów...
Ale cieszę się z tego, że zdecydowałaś się na adopcję w przyszłości prosiaczków - kolejne świnkowe nieszczęścia znajdą kochający dom. Niestety to już nigdy nie będzie TA świnka i TEN przyjaciel, ale inne moga okazać się równie wspaniałe. Wiem, wiem... co z tego, skoro tamtej już nic nie przywróci życia. I zawsze już będzie bolało... jestem marna w pociesznaiu, wiec nawet nie próbuję. Zwlaszcza, że wiem co czujesz i wiem, że nie istnieją słowa, które mogą pomóc na dłuzej niż kilka chwil.
Codziennie zapalam świeczkę dla Malibu. Dziś zapalilam też dla Twojego Oskarka
Malibu... do zobaczenia
Moderator: pastuszek
-
- Posty: 45
- Rejestracja: 07 wrz 2013, 19:03
- Miejscowość: Modlniczka
- Lokalizacja: Krakow
- Kontakt:
Re: Malibu... do zobaczenia
Emgie dziękuję za świeczkę. Wiesz po śmierci Oskarka chciałam zrobić coś jeszcze i nadal chcę. Dla niego już nie mogę, nie da się cofnąć czasu (jakie to straszne kiedy sobie uświadomisz!). Nie wystarczy mi, że adoptuję świniaczki, chce zrobić wszystko co możliwe, żeby nie popełnić żadnego błędu, który może zaważyć na życiu, nie pozwolić popełnić błędu wetowi. Postanowiłam przetłumaczyć książkę Petera Gurneya. Może uda się to kiedyś gdzieś opublikować, może przyniesie korzyść innym świnkomaniakom. W ogóle śmierć Oskarka to dla mnie wielka życiowa tragedia i zmieniła moje podejście do wielu rzeczy, mam nadzieję, że na lepsze. Chciałabym żeby jego śmierć nie była taka bezsensowna, taka niezauważona. Oskarek stał się dla mnie inspiracją. Kiedyś uwielbiałam rysować, dzięki Oskarkowi znowu zaczęłam - rysuję świnki.
Jak Ci będzie bardzo, bardzo ciężko pomyśl o mnie. Chyba wiem co czujesz i jest nas dwie. A nasze maleństwa pewnie bawią się razem za Tęczowym Mostem.
Jak Ci będzie bardzo, bardzo ciężko pomyśl o mnie. Chyba wiem co czujesz i jest nas dwie. A nasze maleństwa pewnie bawią się razem za Tęczowym Mostem.
Re: Malibu... do zobaczenia
Dziś mija miesiąc odkąd odeszła Malibu. Czas leci stanowczo za szybko. I nie leczy ran...
- martuś
- Posty: 10207
- Rejestracja: 08 lip 2013, 12:25
- Miejscowość: Złocieniec
- Lokalizacja: zachodniopomorskie
- Kontakt:
-
- Posty: 45
- Rejestracja: 07 wrz 2013, 19:03
- Miejscowość: Modlniczka
- Lokalizacja: Krakow
- Kontakt:
Re: Malibu... do zobaczenia
Ja też się dołączam do martuś, trzymaj się. Czas leczy rany ale trzeba go bardzo dużo po utracie ukochanego przyjaciela 

Re: Malibu... do zobaczenia
Doskonale Cię rozumiem! Przez 3 tygodnie walczyłam o moje maleństwo, ale w końcu po diagnozie u specjalisty postanowiłam nie przedłużać jej cierpienia i pozwolić jej odejść. Była taka młoda, tylko 3,5 roku... ale został z niej przez chorobę szkielecik, połowa świnki, towarzyszył jej ból i tak bardzo chciała coś zjeść, ale nie mogła... ale przez dokarmianie strasznie się zżyłyśmy ze sobą. Nie mogę zapomnieć jej ciumkania, z jaka radościa zasysała się do strzykawki z soczkami wyciśniętymi z warzyw. I choć pozostały dwa prosiaki, to ja ciągle liczę do trzech, zaglądam pod hamak... Najgorsze było zostawienie jej całkiem samej, w zimnym dołku, z dala od domu - tam gdzie powinna być. Czułam się jakbym ją zdradziła. Niewidzialna siła kazała mi iść tam i powiedzieć żeby się obudziła i że wracamy do domu. Pierwsza noc była trudna, tam przecież ciemno i zimno...
Każdy z nas musi znaleźć swój własny sposób na pogodzenie się z odejściem Przyjaciela. W moim przypadku była to... pogoda. Caluśki kolejny dzień lało, tak jakby niebo ze mną opłakiwało, że już jej nie ma. A wieczorem się rozpogodziło... Ponadto nie mogłam sobie wybaczyć, że może mogłam coś więcej zrobić, by ją uratować. By wypełnić tę lukę postanowiłam pomóc finansowo innego prosiaka w potrzebie.
Nie czuj się jakbyś ją zdradzała. Staraj się małymi kroczkami iść na przód, nie tkwij w tym, czego już nie można zmienić. W końcu Malibu na pewno by nie chciała, byś była smutna! Zachowaj ją w swojej pamięci, te najcieplejsze wspomnienia, nie ma nic złego w uśmiechaniu się do nich.
Każdy z nas musi znaleźć swój własny sposób na pogodzenie się z odejściem Przyjaciela. W moim przypadku była to... pogoda. Caluśki kolejny dzień lało, tak jakby niebo ze mną opłakiwało, że już jej nie ma. A wieczorem się rozpogodziło... Ponadto nie mogłam sobie wybaczyć, że może mogłam coś więcej zrobić, by ją uratować. By wypełnić tę lukę postanowiłam pomóc finansowo innego prosiaka w potrzebie.
Nie czuj się jakbyś ją zdradzała. Staraj się małymi kroczkami iść na przód, nie tkwij w tym, czego już nie można zmienić. W końcu Malibu na pewno by nie chciała, byś była smutna! Zachowaj ją w swojej pamięci, te najcieplejsze wspomnienia, nie ma nic złego w uśmiechaniu się do nich.
Re: Malibu... do zobaczenia
Nanamka dokładnie tak sie czuję, jakbym ją zdradziła zostawiając w ciemnym i zimnym grobie... Bo jak to już, tak nagle, nie mogę jej przytulić? Wczoraj tu była, a dzisiaj mam ją pochować? Zostawienie jej tam samej, było jedną z najtrudniejszych chwil w moim życiu. Do tej pory łapię się na tym, że kiedy na dworze jest zimno i mokro, myślę, że ona tam leży i marźnie, co z tego że zostawiłam jej sianko i polarek - to przeciez nie wystarczy na tą pogodę... Wiem, że to głupie, ale niektóre myśli pojawiają się same. Nie mogę pogodzić sie ze słowem "nigdy"...
Re: Malibu... do zobaczenia
Aż za dobrze rozumiem co masz na myśli! Dodatkowo ja nie mogłam się uspokoić, bo co gdyby jakimś cudem wet się pomylił i dał jednak za małą dawkę? Mimo że potwierdził, że już jej z nami nie ma? Straszne myśli. Ale już minęło trochę czasu, już mnie nie ciągnie do tego miejsca, bo wiem, że zamknęło się koło życia, tak definitywnie. I gdziekolwiek by nie była, nie cierpi
Trzeba się przemóc, wyprać kocyki, pościągać kłaki z ubrań. Moje dwie pozostałe też dają mi przykład - na początku wyciągały pyszczki, czy czasem trzeciej nie podrzucam na ich babskie codzienne pogaduchy (większość dnia dogrzewała się w koszu na kocyku i termforku), lecz teraz już życie toczy się dla nich dalej, zapach towarzyszki znika - one już zaakceptowały w swój świnkowy sposób, że trzeciej już nie ma.

Re: Malibu... do zobaczenia
Dziś minęły 2 tygodnie od śmierci Otika...Odszedł po bardzo skomplikowanej operacji usunięcia kuli włosowej z żołądka. Ten twór wielkości pestki od czereśni doszczętnie zrujnował jego przewód pokarmowy
Gdy tylko dowiedziałam się o konieczności wykonania zabiegu, poczułam, że to nie wróży niczego dobrego...i stało się. 10 minut po operacji zadzwoniła do mnie lek. wet, asystentka chirurga, który operował prosiaka z informacją, że Otik umiera....Wyraziłam zgodę na eutanazję, choć łzy nie pozwalały na wypowiedzenie tych słów...Został w Warszawie...nie miałam siły, by pojechać tam po jego ciało...Chyba dzięki temu zapamiętam go krzątającego się po klatce, pochrumkującego radośnie...tak jest chyba łatwiej...ale klatka stoi do dziś w pokoju....

Re: Malibu... do zobaczenia
I rzeczywiście...dokarmianie przyjaciela strzykawką bardzo zbliża...Robiłam to przez prawie 1,5 roku, codziennie, od dnia zdiagnozowania problemów z zębami...Otik nie miał towarzysza. Wcześniej miałam królicę. Stykali się noskami przez druty klatek. Niestety, pewnej nocy umarła nagle, nie dając wcześniej żadnych oznak choroby. Teraz dom jest taki pusty...Z jednej strony wiem, że żaden zwierzak nie zastąpi mojego małego prosiaczka...z drugiej jednak zaczynam interesować się adopcją 2 świnek....Chcę dać miłość i stworzyć przyjazny, kochający dom dla tych, którzy na niego czekają...