Po wtorkowej operacji Kozunia pięknie wracała do formy. W sobotę, późnym wieczorem zobaczyłam wielki brzuch. W niedzielę pognałyśmy do lecznicy na cito. Małej zrobiła się przepuklina. Dziś była cięta i zszywana ponownie. Kciuki potrzebne bardzo, zwłaszcza, że wciąż czekamy na wynik histpatu.
Boszszsz...! Dziś rano Kozunia znów "się popruła". Pozszywana po raz trzeci w ciągu niespełna 2 tygodni. Oczyszczony krwiak, oczywiście ponowna narkoza. Mała już w domu, wygląda nieźle, zwłaszcza biorąc pod uwagę krwawe ślady, które powstały na moim gorsie podczas pakowania do transportera o bladym świcie... Reszta towarzystwa wzięła na razie na wstrzymanie. Na szczęście! Jutro kontrola z tymczasami.
Nie. To nie jest kwestia szwów. Myślę, że raczej skóry - ona miała nowotwór złośliwy, na skórze właśnie. Udało się wyciąć świństwo w całości. Teraz pod czujną obserwacją znajduje się guzek na zadku, którego nie udało się usunąć z powodu atrakcji dodatkowych...
Uff...! Koza odpuściła. Pozrastała się jak przyzwoity zwierz pooperacyjny. Przed nami kontrola okulistyczna ślepaczków. Helcia z Buszaczkiem trzymają się razem, Cynka z Glazurką tworzą drugą parę psiapsiółek. Wyzwolona Kozunia kręci się przy jednych i drugich na zmianę, ale w głębsze interakcje nie wchodzi. Interesuje ją głownie micha, oczywiście pełna. Przez różne perypetie nie zdążyłam pochwalić się nowym przybyszem. Do stada dołączył białasek Gwyn. Nie sposób opisać, jak bardzo rozruszał i zjednoczył skłócone i smutne dziewuszki. Strata dwóch świnkostaruszków w krótkim czasie, mocno odbiła się na samopoczuciu niemłodych już samiczek. Nie ma to, jak powiew świeżości i przystojny młodzian!
Gwyn ma stan zapalny oczyska. Zakrapiamy. Nie przeszkadza mu to wcale w integrowaniu się z dziewuszkami w stadzie. Babeczki tulą się do chłopca, miło na to patrzeć. Dzikusek pomaleńku się cywilizuje. Widząc zbliżającego się człowieka, panicz chowa się za kobity, depcząc im bez pardonu po grzbietach. Nie ma co kryć, towarzystwo damskie znacznie poweselało. Rzekłabym nawet, że drugą młodość przeżywa. Bardzo się cieszę, że Gwyn dołączył do sierściuchowej rodziny.