Chłopcy coraz lepiej się czują w domu. Trochę czasu im to zajęło, ale nareszcie mogę powiedzieć, że są całkiem oswojeni. Nie uciekają już na żaden gwałtowniejszy ruch, robią wyleże z łapkami wyciągniętymi za siebie, jakby ich walec przejechał i plączą się pod nogami tak, że naprawdę trzeba nieźle uważać, żeby ich nie zdepnąć. Zwłaszcza w porze obiadowej w kuchni, gdy robię obiad, muszę uważać, bo towarzyszy mi nieustanne kwikanie i bieganie pomiędzy mną a lodówką oraz błagalne spojrzenia głodomorów.

A rano gdy wstaję i podchodzę do klatki witają mnie ciekawskie nosy wyciągające się w moją stronę i ucieszone popcorningujące świnki.
Wyciągnęłam od Tżta zdjęcia, więc wstawiam:
No cześć, co tam?
Gorrrąco!
Mam nadzieję, że chłodzisz już kolejną butelkę?
Ja wcale nic nie jem znowu!
No dobra, nakryłaś mnie!
Mmmm... coś nowego dała, ale pyszne...
Ej Tadek, a co to w ogóle jest, jak myślisz?
Niuch niuch
