Jeździmy sobie prawie codziennie z Homerem na plaże, Homer super sobie radzi, jest zadowolony. Dziś pojechaliśmy w takie nowe miejsce, gdzie okazało się, że jest strefa dla psa

Homer zachwycony! Biegał po wszystkich psich przeszkodach, łapał patyki, które mu rzucaliśmy, przechodził przez tunele....dobra, żartuję

Potem poszliśmy na plażę, sporo psów tam było, normalnie psia plaża

Ale prawie żaden nie zaczepiał Homera. I jak wracaliśmy, to znowu przechodziliśmy przez tą "łączkę" dla psów i wchodzimy a na to biegnie do nas jak wariat taki oto pies

Dopadł wręcz do tyłka Homera, na co Homer tak się wkurzył, że chwycił swymi wielkimi kłami za to, co najbardziej latało....czyli za ucho...i nie chciał puścić... Tamten pies jak zaczął piszczeć... Musiałam go ratować. Już miałam obrazy oderwanego ucha i tryskającej krwi, ale na szczęście nic się nie stało. Pies pobiegł, właściciele nawet nie zwrócili uwagi... Byłam zła na Homera, ale z drugiej str, nie działał celowo...chyba..

Kto wie, może pod miękkim futerkiem i słodkim noskiem kryje się bestia...
