Tak sobie myślę, co chyba nieuniknione, co przeoczyłam.
U weta był niedawno w sumie i poza kandydozą, wyleczoną, i problemami z higieną intymną

, nic mu dr Agata nie znalazła, a obracała nim, jak to ona, na wszystkie strony. Był ruchliwy, wesoły, miał potężny apetyt i ładnie bobczył. Na rękach ostatnio tż mówił, że zrobił się większym miziakiem, ale to raczej nie jest objaw bólu, u nas się kilka razy wyłapało problem zdrowotny właśnie dlatego, że się świnia przestawała rozkładać na rękach. Nie odwrotnie. Zęby miał białe. Trochę bardziej z czasem zaczął przechylać głowę i jakby patrzył głównie prawym okiem, lewa, porażona strona robiła się powoli coraz wyraźniej inna niż prawa, taka ściągnięta. Masowałam policzek (lubił to) i zamykałam mu oko, bo powieka kiepsko działała, zakraplałam jak łzawił. Wety mówiły, że może z czasem się pogorszyć z okiem, ew. mogą być problemy z zębami, ale nie było. Jadł ok.
Fakt, w ostatnich miesiącach coraz rzadziej wskakiwał na półkę do Otonii, no ale z drugiej strony nie robił się coraz młodszy, a tam jest dość wysoko. Apa już od lat nie wskakuje. Ale susy potrafił dawać imponujące i ciągle chciał latać, jak go się niosło do klatki, trzeba było trzymać z całych sił, bo chciał spróbować, jak się chodzi po powietrzu lub szybuje na superświnia.
Był cudowny. Kontaktowy wyjątkowo, z rewelacyjną osobowością, miziak. Twardziel. Tż go uwielbiał, z wzajemnością. '
To był zaszczyt, znać go.
Godnie zastąpił Geralta i teraz sobie pewnie razem siedzą w jakiejś niebiańskiej, prosięcej tawernie i popijając trawę pitną obgadują wspólne żony. Mam nadzieję, że do kompanii zapraszają czasem Euzebiusza.
