Nie pisałam, bo nie mam ostatnio sił na nic
Byliśmy ostatnio u weterynarz z powrotem z Pigwą, w sprawie tych wyników. Na wejściu powiedziałam, że ma kamienie soli wapnia, a Pani że nie nie, raczej nie, po prostu kryształki. Zaczęła ją oglądać, zajrzała w cewkę moczową i pobladła... Powiedziała tylko że wykrakałam i że "oj świnko, świnko.."
Akcja raz dwa, głupi jaś, Pigwusia na stół i rozcinanie... Powiedziała, że musi przeżywać teraz ogromny ból, bo spory kamień utknął w cewce moczowej. Nie wiadomo czy by noc przeżyła gdybym jej tego dnia nie zabrała...
Kamień wyszedł bez problemu (nawet mam go w domu xd), przy okazji jak była nieprzytomna to zrobili jej RTG całościowy (na szczęście nie ma więcej kamieni, czaszka i cała reszta w porządku, tylko powiedziała, że widać że jest z pseudohodowli, bo jest kompletnie nieproporcjonalna.. płuca za malutkie w stosunku do reszty ciała

).
Plus zdecydowałam się jeszcze żeby Pani za jedynym zamachem usunęła jej kaszaka z grzbietu. Przy całej operacji byłam obecna i w sumie to stałam bardziej zafascynowana, niż przerażona..

Rankę po kaszaku zostawiłyśmy otwartą, bo jakby zaszyła to by były nawroty, a tak to jak się samo zasklepi to nie powinno wrócić.
Cała ta akcja to był wielki stres dla mnie, na wejściu mnie uprzedzono, że świnia może nie przeżyć...
Na szczęście wszystko poszło gładko, szybko się wybudziła i doszła do siebie.
Póki co biega z otwartą raną na pleckach, ale wygląda na to, że nic ją nie boli- o dziwo.
Tylko teraz zostało mi podawanie leków 4x dziennie, Bactrim, osłonkowe i na wszelki wypadek przeciwbólowe, plus przemywanie rany jodyną..

Na zdjęciu widać kamień jaki z niej wyjęła pani weterynarz, jest wielkości paznokcia!
UWAGA! Zdjęcia nie dla wrażliwych!
