Ja Wam powiem, że moje zwierzęta to mają destrukcyjną moc... Przychodzę z kolacją (świeżo zebrana trawka i ziółka, koperek i marchewunia z własnego ogródka, papryczka i inne warzywka) i Żurek już czeka. Zaczynam od pięknej trawy i ziółek łąkowych, Żurek biega niespokojnie, to nie to, nakładam koperek z ogródka, Żurek biega nerwowo, to nie to, kroję warzywka, Żurek już okropnie biega nerwowo a ja już okropnie szybko kroję, ciacham sobie palce, żeby już tylko szybko papryczkę pokroić (bo to o nią chodzi), żeby tylko Żurek się nie zdenerwował na mnie za bardzo, szybko ciach ciach, Żurek biega, staje na dwóch łapkach, jeszcze sekunda i się wścieknie, obrazi i pójdzie w kąt, biegnie na pięterko a tam nic! Ja kroję i kroję to papryczkę a on taki nerwowy...daje mu w końcu kawałek w paszczę...ufff

udało się. Pan Żurek zadowolony, szybko kończę krojenie, stawiam talerzyki i spokojnie w końcu mogę usiąść...co za nerwy. Oby tylko Pan Żurek się już na mnie nie denerwował...
Żurek ładnie je, nie ciamka. Trzymam kciuki za niego, żeby już było dobrze z ząbkami
