A nie natłuszczałam niczym jeszcze, chyba tłuszczyk Ivy sam ją natłuszcza
A tu panny skampione w kącie dzisiaj wieczorem: narada nad michą, przycupnęły tam razem przestraszone dźwiękiem gry Z dobiegającym z jej tabletu "Laski, kosmity nadlatują, co robimy?! Ivy, mówiłam Ci żeby nie puszczać głośnych bąków po kapuście"
Zdjęcie kiepskiej jakości, ale nas rozśmieszyło
Update: Jestem wrakiem po dzisiejszej nocy, stałam na straży ze spryskiwaczem jakoś od 13:30 do 3 nad ranem, ale im nie odpuściłam. O 3ciej rano się wkurzyłam i wyciągnęłam z kojca Ivy, bo jak Pinki się zmęczyła ganianiem małej, to Ivy zaczęła, a mała Eris już dosłownie padała z nóg. Wzięłam Ivy z kocem do łóżka i przysnęłyśmy razem do 5 z minutami. To był dobry ruch, Ivy od razu zasnęła u mnie, Pinki i Eris padły na sianie w kojcu. O 5 wpuściłam Ivy z powrotem i już się zaczęły w miarę normalnie zachowywać. Musiało być jeszcze jakieś spięcie pomiędzy Pinki i Ivy, bo Ivy miała w 2 miejscach rano plecy zadrapane, ale wydaje mi się, że na chwilę obecną panny już sobie wszystko wyjaśniły. Jest coraz spokojniej...
Ivy ma taką budowę ciała, łeb bardzo krótki i szeroki, cała jest dość masywna i ubita, no i strasznie lubi jeść. Jadła by non stop, ile z Jolą na łączeniu byśmy nie dały, tyle by zjadła. Ja już myślałam, że ona albo pęknie, albo przynajmniej się pochoruje... Zjada wszystko, jak odkurzacz, na razie fenkuła tylko trochę szerszym łukiem omija, ale też nie do końca. I zwykle nie skończy jeść póki coś jeszcze w polu widzenia leży. Czasem to się zastanawiam, czy ona dojadała wcześniej... czy głodna czasem nie siedziała. Bo na jedzenie z takim nabożeństwem patrzy. I zawsze pierwsza pędzi jak tylko szelest usłyszy, albo coś wyczuje. Je też tak łapczywie, że czasem się aż krztusi, zje pierwsza i leci innym zabierać. Zawsze muszę jej dać ciut więcej, żeby tamte się uporać ze swoją porcją zdążyły. Poza tym jest kochana, dość strachliwa, najgłośniej płacze jak coś się tylko dzieje, ale też słodko przytula jak już jest na rękach. Ale wagowo ma dopiero koło 900g, choć jest tak zbita że wydaję się cięższa. Pinki za to to mała wredota (chodź na rękach też słodziak straszliwy się z niej robi), Eris to za to latający w kółko i popcornujący maluch, wnerwia chyba te starsze trochę, więc ją gonią co rusz.
Nie wiem ile Ivy ma dokładnie niestety, cały czas nie dostałam do niej żadnych dokumentów od hodowli. Ponoć ma być z pażdziernika 2016, ale na moje oko i oko dr Toborek jest starsza. Niemniej jednak jej waga z tego co widzę idzie dalej w górę, więc sama już nie wiem co mam myśleć. Miałam odebrać malucha, potem wersja była taka, że maluch na wystawie "zaginął", dali mi drugiego, który jak go dobrze obejrzałam okazał się samczykiem, a nie rezerwowaną samiczką. Więc robiłam zwrot, mały u nas o mało co nie został bo był śliczny i chwycił za serce od razu, ale nie miałam gdzie go trzymać, a Lilo go nie powitał kulturalnie. Przywieźli mi więc zestrachaną, przerażoną, rozdygotaną samiczkę w pudełku z łapanki... I tym sposobem Ivy u nas została, bo nam się jej tak strasznie szkoda zrobiło, taka sierota dosłownie, więc już odpuściliśmy sobie poszukiwanie malucha... Long story.