Krótko przed świętami Tamir zrobił się markotny, nastroszony, bobki kiepskie (1/2-1/3 wielkości normalnych) i z nory by nie wychodził...
Do tego mocno poleciał na wadze.
Polecieliśmy do weta, pełna morfologia, biochemia i badanie w kierunku T4. T4 brak, za to problemy z leukocytami i ogólne wyniki wskazujące na chłoniaka.
Święta w domu, ze strzykawką i karmą ratunkową bo w Wielkanoc był już kryzys...
Zrobiliśmy biopsję, później drugą, bo pierwsza nie do końca dała jasny pogląd i niestety - chłoniak węzłów chłonnych.
Udało się go wyprowadzić na prostą ale leki + steryd pewno będą już dożywotnio. Apetyt dopisuje, zachowanie w normie, wrócił do leżakowania z wyciągniętymi kopytkami i korzysta z życia. Aktualna waga przed poranną michą - ok 1000g.
Z Tigranem też nie za ciekawie, sukcesywnie leci na wadze. Morfologia taka 50/50, jedno lepiej, drugie gorzej, do obserwacji. Widzę, że codziennie go ubywa przy porannym ważeniu, niby niewielkie różnice bo ok. 1-2g, ale coś się chyba dzieje. Na wszelki wypadek włączyliśmy ten sam steryd co u Tamirka, zgodnie z zaleceniami weta.
Niestety ten cholerny chłoniak jest ponoć zaraźliwy

Michy im nie żałujemy, wszystkiego pod dostatkiem. Na szczęście jedzą i piją chętnie, bobczą gdzie popadnie i leżakują ile się da

Jakby ktoś nie wiedział o chorobach, to normalne zadowolone prosiaki...