Dziękuję...
Czuję się fatalnie. Wciąż nie mogę w to uwierzyć, ani się z tym pogodzić. Mały tak nagle przyszedł i tak nagle odszedł... Był u mnie niecałe dwa tygodnie, a już tak bardzo go pokochałam... O wiele za krótko. Słodki, ciepły, przyjazny dla człowieka... Po prostu wspaniały... Cudowny charakter. Kiedy dawałam mu warzywko, to przez przypadek zjadał cały palec. Kiedy podobało mu się głaskanie lizał dłoń, jak gdyby od tego zależało bardzo wiele... A pod ubraniem rozpłaszczał się jak naleśnik. To było takie rozczulające... A lekka ciapowatość dodawała mu jeszcze większego uroku.
Zbiera mi się na płacz, a w sercu otwiera się rana, kiedy myślę, że już go nigdy więcej nie przytulę... Nie wezmę na kolanka... Nie pogłaszczę... A ból pogłębia się jeszcze bardziej, kiedy zdaję sobie sprawę, że mogłam zrobić więcej... Że mogłam go ocalić... Gdybym się troszkę bardziej postarała... Był taki malutki, 27 listopada skończyłby dokładnie 4 miesiące. Nie zasłużył na to, miał spędzić ze mną, Cookiem, Rubinem i Zeusem jeszcze kilka ładnych lat...
Boję się, że jak któryś z moich chłopców zachoruje, to mimo walki nie będę umiała go uratować... I ta myśl jest okropna, powoduje w moim sercu wielki ból... Nie wiem, czy jestem dla nich dobrą opiekunką... Może... Może gdybym go nie brała, to by jeszcze żył... Może ktoś inny by go uratował...
Czuję, że go zawiodłam... Że zawiodłam małego, kochanego Hipcia... Przepraszam, Maluszku...
Jestem załamana. Ten bòl jest nie do zniesienia...
Ale przynajmniej za TM już nic go nie boli. Ciekawe, czy spotkał się z Yoko, czy opowiedział co słychać u Cookiego... Czy dobrze wspomina ten jakże krótki pobyt u mnie... I przede wszystkim czy mi wybaczy...