Dziś po godzinie 14.00 odszedł mój Artu
Miał ok. 4 lata i 3 miesiące. Mój chyba największy chorowitek.. Ponad rok walczyliśmy z różnymi przypadłościami- z zap. płuc, potem z bezoarem, z przerostem zębów aż w końcu ze zmianami zwyrodnieniowymi stawu żuchwowego. Ta ostatnia choroba doprowadzała do tego, że świnek nie mógł normalnie otworzyć pyszczka, a korekty trzonowców były coraz trudniejsze..
Świnek jednak (na sterydach i częstych korektach) korzystał z życia pomimo wszystko i nie wyglądał na cierpiącego.
Artu zawsze był drobną świnką, ale jak mały rycerzyk walczył dzielnie. Od dawna był na ręcznym karmieniu. Szczerze mówiąc nie wierzyłam, że dotrwa do końca roku.. Jego waga w pewnym momencie spadła do 450g.
Nie poddaliśmy się jednak. Wczoraj było już 520g. W ostatnim tygodniu jadł bardzo ładnie, chętnie i dużo- oczywiście ze strzykawki. Wczoraj byliśmy na kolejnej korekcie. Dr wyczuła, że bezoar się odnowił i jest dość duży. Od razu jednak powiedziała, że Artu zabiegu nie przeżyje, bo jest w złym stanie.
Dziś od rana nastąpiło pogorszenie. On się poddał. I nie wiem sama, czy ten bezoar spowodował niedrożność, czy to była kwestia ogólnego złego stanu świnki, ale stan błyskawicznie się pogarszał, a ja wiedziałam, że nic się nie da zrobić

.
Czasem tak jest.. Że to się po prostu wie. Przez chwilę chciałam znowu gnać do Gdyni, ratować go. Może zabieg dałby mu jednak jakąś szansę.. Ale po chwili zrozumiałam, że ja nigdzie nie zdążę. Chciałam go uśpić, pomóc mu odejść w niedalekiej lecznicy, ale kiedy dojechałam- było właściwie po wszystkim..
Żegnaj Artuś- mój mały dzielny prosiaczku

Do zobaczenia..