Skarbuńcie żyją sobie zgodnie w oczekiwaniu na domek.

Wszystko wskazuje na to, że Sid na lekach pozostanie. Oczyska już w porządku, a w razie potrzeby mamy kropelki. Skóra ładna, sierść milsza w dotyku: straciła niemiłą szorstkość i "tłustość". Melman czasem ma dosyć wylewności uczuciowej kumpla i wieje na daszek domku. Sidek nadal nie potrafi się wdrapać na górę, więc miewam przyjemność podziwiania klasycznej sceny balkonowej wielokrotnie. Blondas terkocze, kuperkiem kręci i pokwikuje zalotnie "u podnóża", a rozwalony malowniczo brunecik z pasemkami zerka z góry i nawet się niekiedy od niechcenia odezwie.

Dobry domek chłopakom potrzebny. Taki, którego nie zrazi dodatkowa opieka, jakiej wymaga Sid. Taki, który będzie systematycznie podawał konieczne leki i kontrolował regularnie u weterynarza stan prosięcej tarczycy, która nie działa poprawnie. Taki, który będzie świadomy, że chora tarczyca lubi robić niemile niespodzianki i nie zdradzi chłopaka, gdyby jego stan zaczął się pogarszać. Taki, który zdaje sobie sprawę, że wet wizyty nie są tanie, a koszty leczenia bywają naprawdę wysokie. Dziś jest OK, ale żywy zwierz, to nie samochód na gwarancji. Strasznie bym chciała, żeby ktoś o wielkim sercu obu puchatków pokochał mocno i na zawsze.
Dobre chwile są jak wisienki na torcie...