(Nie) Dziękuję w ich imieniu
Kobyłce pomógł zastrzyk od weta

Już powoli wraca do bycia sobą, dzielnie wcina sianko i jedzonko. W środę tak bardzo ją bolało, że z trudem doszła do żłobu (w boksie, a to nie tak duża przestrzeń w końcu). Nasza wspaniała Pani Doktor poleciła nam maść i jest lepiej. Mam nadzieję, że to już ostatnia prosta.
Pan Pieseł powoli zbliża się końcówki antybiotyku, więc jak skończymy to znów badanie krwi. Obserwuje go ile tylko mogę.
Dziewczynkom wczoraj zmieniałam drybed. Swoją drogą znalazłam patent na jego mycie, ponieważ jest duży (100x150) nie mieści się do zwykłej pralki i dzielnie szoruję w wannie. Tylko noszenie go na balkon przerasta mój kręgosłup, więc teraz ocieka sobie na krześle w wannie
Po sprzątaniu było sprawdzanie w klatce, co to duża zmieniła, co jest w miseczce, czy sianka nie zabrała. Starałam się trochę moje puchatki pofocić, ale trudne to gdy one cały czas biegają.
Na pierwszy rzut, kolizja w tuneliku (nadal mają go u siebie, bo uwielbiają przez niego biegać, a go nie gryzą)
Toffi, przyłapana
Wspólne sprawdzanie zawartości miseczki, co z tego, że mają dwie jak można jeść z jednej
Linoskoczka korzysta z okazji i wsuwa sianko
Cichotka w drodze na drugie piętro
I kulka z wikliny, która okazała się być trafioną zabawką
