Tutaj będziemy opisywać losy naszego ukochanego stada. W związku z tym, że niestety poprzedni wątek umarł wraz z forum postaram się tutaj odtworzyć wszystkie informacje, opowiedzieć historię ukochanej świńskiej rodzinki.
Nasze stado:
Tiamat <*> 04.2010 - 06.02.2014r.
Sigyn <*> - 09.2011 - 13.02.2014r.
Ich wątek w In Memoriam: http://forum.swinkimorskie.eu/viewtopic.php?f=71&t=1969
Morrigan
Izyda
Frigg
Nammu (dawniej Merida) - dawny wątek adopcyjny http://forum.swinkimorskie.eu/viewtopic.php?f=62&t=1859
Nemezis (dawniej Shishapangma) - dawny wątek adopcyjny tu http://forum.swinkimorskie.eu/viewtopic.php?f=11&t=2124
Postaram się w najbliższym czasie uzupełnić informacje dotyczące historii świń
Oto kilka zdjęć naszego stada z czasów składu: Morrigan, Tiamat, Izyda i Sigyn
(na 1 planie Gustaw pilnuje dziewczyn
Mitologiczne świnie Agi i Borysa
Moderator: pastuszek
Regulamin forum
Tematy nie odwiedzane dłużej niż 90 dni będą usuwane.
Tematy nie odwiedzane dłużej niż 90 dni będą usuwane.
Mitologiczne świnie Agi i Borysa
Ostatnio zmieniony 23 mar 2014, 23:36 przez Metalove, łącznie zmieniany 6 razy.
Re: Mitologiczne świnie Agi i Borysa
Ciekawostki z życia świnek.
Ostatnio zmieniony 23 mar 2014, 23:27 przez Metalove, łącznie zmieniany 4 razy.
Re: Mitologiczne świnie Agi i Borysa
Tutaj będzie historia świnek
Historia choroby i śmierci Tii i Sigyn
Pod koniec 2013 r. przy okazji akcji taniego USG poszliśmy ze wszystkimi dziewczynami na "przegląd". Okazało się, że Tia ma duże cysty, Sigyn i Morri trochę mniejsze, a Izyda nie ma. Sigyn dodatkowo miała podejrzenie problemów ze śledzioną. Podjęliśmy decyzję o sterylizacji Tii i Sigyn w styczniu.
Sigyn została wysterylizowana 20, a Tiamat 22 stycznia. Świnki bardzo dobrze znosiły rekonwalescencję i 30 stycznia miały zostać im zdjęte szwy. Wszystko wyglądało dobrze, świnki od kilku dni zachwycone biegały już z koleżankami, wisiały na kratach, piszczały o jedzenie...
Borys zaniósł Tiamat na zdjęcie szwów na 17:30 do MedicaVetu 30 stycznia 2014. Szwy zdjęto, ładnie się goił brzuszek. Po powrocie od lekarza ze zdjęcia szwów Tia wydawała się nieswoja. Siedziała nastroszona w kącie, najpierw klatki, potem wybiegu. Miała "maślane" oczy(biały płyn zbierał się jej w kącikach oczu) i "mysie" bobki. Nic nie zjadła przez całą noc. W 3-4 dni zjechała o 60 gram (do 740 gram). Co jakiś czas podnosiła gwałtownie głowę do góry bez powodu, a zwykle to robiła, gdy jej domek przeszkadzał. Tym razem wyglądała jednak jakby się napinała. Dała radę umyć się i odrobinę pospacerować i napiła się sama, ale nie mogła podnieść za bardzo głowy . Podejrzewaliśmy "ciągnięcie się" blizny po szwach albo ból spowodowany małą martwicą na karku po kroplówkach na zbicie mocznika.
Wtedy postanowiliśmy wybrać się do weterynarza na 10 rano 31 stycznia.
Wizyta niczego niepokojącego nie wykazała - zęby i temperatura były ok (Tia dzielnie walczyła przy pomiarze), osłuchowo płuca i serce również w porządku.
Jelita puste, w każdym razie nie jadła przez noc, prawdopodobnie od zdjęcia szwów. Dostała "kotleta" (sól fizjologiczna, witaminy, mikroelementy i glukoza) na wzmocnienie, do tego tolfedynę przeciwbólowo i coś na osłonę śluzówki jelit. Mieliśmy podawać co 2 godz. Bobtic, co 4 godz. dokarmiać, a 1x dziennie 1/8 Hepatiale.
Świnka zaczęła sama skubać sianko, nie chciała stanowczo karmy ze strzykawki. Cały czas "leciała do przodu", jakby nie miała siły w przednich łapkach, głowa jej opadała, a kiedy leżała przechylała jej się lekko na bok. Po podstawieniu pod pyszczek sama jadła jednak tylko miękkie rzeczy - cykorię, ogórka, odzyskała część wagi.
1 lutego świnka miała następną wizytę u weterynarza.
Wtedy postawiono wstępnie diagnozę - udar. Tia zaczęła dostawać sterydy. Leciutko przybrała na wadzę, prawie cały czas jednak spała, a chodziła bardzo nieporadnie. Śwince zaczęło się poprawiać po sterydzie (ugryzła mnie-Agę w palec, podgryzła cykorię).
2 lutego Tia znowu schudła i bardzo nieporadnie poruszała się po klatce. Dodatkowo dostała lekkiego rozwolnienia. Stan świnki nadal był zły.
Rano waga wyniosła 734 gramy, steryd jakby przestał działać. Dostała go znowu. Borys razem z dr Eweliną nakarmili ją do 765 gram Sinlaciem, dostała także przeciwbólowy i kotleta. Walczyła przy pobieraniu krwi, następnego dnia miała zostać zaniesiona na szpitalik.
3 lutego Tia wyszła sama na spacer, przeszła się po pokoju i wskoczyła na rampę. Wszystko to było dość nieporadne, widać było problem neurologiczny utrudniający poruszanie się. Następnie została na szpitaliku w Medicavecie cały dzień. Postawiono ostateczną diagnozę - stan po udarowy i anemia. Miała być leczona EPO przez następny miesiąc.
Wieczorem odebraliśmy ją ze szpitalika. Ustalono na podstawie morfologii, że narządy wszystkie sprawne. Hematokryt niski, mała liczba czerwonych krwinek i niskie MCV (śr. objętość krwinki). Dostała teraz jeszcze receptę kompleks witamin B i Cinnarizinum.
4 lutego świnka również spędziła w szpitaliku. Po powrocie do domu stwierdziliśmy, że mimo iż Tiamat jest karmiona ręcznie i waży 810 gram to nie bobczy. Wszystkie narządy sprawne. Miała huśtawki nastrojów (raz chrumkała i łaziła po klatce, raz nieporadnie leżała i nic się jej nie chciało). Strasznie szybko oddychał, w szpitaliku dostawała tlen, bo przy zastrzykach zaczęła mieć duszności ze stresu. Świnka była karmiona co 4 godziny 6-10 ml karmy. Miała jakby lepszy humor, pozostałe świnie wyganiała z domków, pochrumkiwała, ale nieporadnie strasznie chodziła. Cały dzień spędziła poza stadem nocy miała trochę kontaktu z Morrigan, obie się ożywiały będąc razem.
5 lutego Tiamat wyszła znowu na spacer. Z wielkim trudem, ale z 30 minut łaziła... dość dziwnie kładąc się co trochę ze zmęczenia. Wyglądała, jakby tył ciała nie był skoordynowany z przodem. Ciężko było patrzeć na to jak bardzo to było nieporadne. W nocy pojawił się również bobek. Po przywiezieniu świnki do Medicavetu, gdzie Tiamat od razu wylazła z norki i wlazła pod nią. Okazało się, że cały poranek miała bardzo dużą hipotermię - jej temperatura wynosiła 32,7'C. Ok. 14.30 dr Kasia rozmawiała ze mną przez telefon, gdyż Tia miała właśnie zrobione USG i okazało się, że występuje duży problem z nerkami i że ta i następna doba zadecydują o jej życiu. Ostrzegała, że rokowania Tii są co najmniej ostrożne i nie wiadomo czy możliwe jest w ogóle ustabilizowanie jej stanu, poleciła zastanowić się nad koniecznością skrócenia jej cierpień.
Zdecydowaliśmy, że choć jej stan jest ciężki to tego dnia rano i poprzedniego dnia wieczorem widziałam częściowo dawną Tię, która gadała, kłóciła się, miała ochotę biegać, miała ten magiczny błysk życia w sobie. Postanowiliśmy zrobić to tylko wtedy, jeśli ten blask zgaśnie. Wieczorem dr Judyta była lepszej myśli niż dr Kasia, Tia zesiusiała się bowiem, zrobiła kilka bobków i lepiej się czuła po tlenie.
Kiedy Tia przybyła do domu wieczorem wyglądała bardzo źle, nie miała prawie kontroli nad swoim ciałem, sił żeby się ruszać, lała się przez ręce. Leżała w klatce, Morri próbowała ją jakby budzić... Zauważyliśmy, że znowu ma hipotermię, więc wzięłam ją do łóżka i zaczęłam ogrzewać, leżała ze mną od 2 do 4 rano... Jej serduszko biło coraz bardziej nieregularnie, oddech też był nieregularny, coraz szybszy, o 4 zaczęła się jakby krztusić, o 4.05 6 lutego 2014 r. odeszła po serii drgawek, próbowaliśmy ją reanimować, ale nie udało się...
Tak Borys opisuje tą sytuację: "Tiamat walczyła do końca. A my razem z nią. O godzinie 2:00 wstaliśmy na karmienie, grzecznie zjadła jedną strzykawkę, drugą z drobnymi oporami. Następne miało być o 7:00. Była wychłodzona, znowu wpadła w lekką hipotermię. Wlałem wodę do butelki, żeby jej zrobić termoforek i jakoś dotrzymać do rana. Nie wiem czemu wlałem wrzątek. Sam się wlał chyba podświadomie. Tia poszła do nas do łóżka. Aga leżała z nią, trzymała ją na piersi i ogrzewała. Około 4:00 wyczuła nieregularny rytm serduszka, potem zmienny oddech. Tia dostała czegoś w rodzaju albo li to czkawki, albo krztusiła się, w każdym razie ostro walczyła o powietrze. Później zaczęła rzucać główką i przednimi łapkami. Jak tylko się uspokoiła, to zacząłem jej robić sztuczne oddychanie, bo co mieliśmy do stracenia. I ją pocałowałem na dobranoc. Zasnęła. Tym razem na zawsze. W oczach zgasła nagle, ale oczy pozostały ufne, póki się same nie przymknęły od stężenia pośmiertnego.
Sigyn jest załamana, bo nie ma z kim biegać, Morrigan czuje, że straciła siostrę i ma taki smutny wzrok, a Izyda jest przerażona...
Odeszła nasza waleczna indywidualistka, świnka-alfa, która zawsze musiała postawić na swoim. Zdecydowała aby odejść wśród swoich, zamiast w samotności w lecznicy. Cieszymy się, że tak wybrała."
O poranku Borys zawiózł ją na sekcję. Wyniki: Przypadek z tych nie do odratowania. Jelita ukrwione, pełne pokarmu, jak i w końcowej części z wykształconymi bobkami.
Żołądek jw. Śledziona ok. Wątroba blada, ale to nie z powodu toksyn z leków, tylko z powodu anemii. Jedna nerka ok, druga... druga miała zatrzymanie moczu w miedniczce. Po otwarciu wyglądało to jak cysta (rozmiarowo, tak była miedniczka napuchnięta), po czym pękło i oblało Kasię moczem pod naciskiem skalpela. Nerka prawdopodobnie wysiadła pod wpływem udaru (druga, brana pod uwagę, ale mniej prawdopodobna wersja, że dwa zdarzenia wystąpiły niezależnie). Gdyby nam się nie zatrzymała ot tak, z paraliżu, to zapewne rano w szpitaliku rozsadziłoby jej nerkę...
Miała tylko 3,5 roku. Śpi snem wiecznym w pięknym miejscu pod leszczynami od 8 lutego.
Tego dnia zdecydowaliśmy, że adoptujemy Nammu (Meridę) do stada.
Sigyn z powodu szoku pourazowego dostała miękkich bobków zaraz po powrocie Borysa z lecznicy, do tego rozerwał się jej jeden ze zrostów , kiedy kłóciła się z Morri. Widać było, że kiedy zabrakło Tii w stadzie zapanował wielki niepokój i smutek.
Sigyn została na cały dzień w szpitaliku, miała problemy z jelitami, cały czas miała rozwolnienie. Zjechała z 1100 do 960 gram w ciągu kilku godzin. Kiedy przynieśliśmy ją do domu siadła smutno w kącie i nie chciała jeść. Morri natomiast atakowała wszystko wokół, w tym mnie. Sigyn miała zaleconą Smectę, by opanować biegunkę. Kiedy trzymaliśmy ją na szmatce, na której pozostał zapach Tii pochrumkiwała i się w nią wtuliła.
Całą noc z 6 na 7 lutego Sigyn "popłakiwała", była również bardzo osowiała i smutna. Cały czas była na ręcznym karmieniu. Potem stan Sigyn pozostawał bez zmian - była apatyczna, jednak teoretycznie zdrowa, nie chciała sama jeść nic suchego, tylko mokre, po którym dostawała natychmiast biegunki.
8 lutego wydawało się, że wszystko idzie ku lepszemu, Sigyn piszczała o sałatę rzymską, jednak niestety dostała po niej biegunki. Jednak kiedy nikt na nią nie patrzył jadła siano, tak jakby chciała żeby się wszyscy nią zajmowali i przytulali, jakby bardzo potrzebowała z nami kontaktu, szczególnie że pozostałe koleżanki z klatki się nią nie interesowały.
Sigyn dostała stresowej biegunki po bieganiu z dziewczynami, ponieważ odrzuciły ją. Nie były agresywne, jednak po prostu się nią nie interesowały, nie zapraszały jej do zabawy. Sigyna zawsze biegała wspólnie z Tią, która była inicjatorką "wspólnych wypadów" na wybieg.
9 lutego Sigyn, mimo ciągłego dokarmiania Sinlaciem co 4 godziny, chudła. Bobki miała malutkie i luźne. Przyczyną wszystkich problemów był silny stres. Sigyn szukała po pokoju Tii, siedziała w ulubionym miejscu jej przebywania.
10 lutego okazało się, że stan Sigyn staje się coraz poważniejszy. Miała 40'C gorączki i problemy z jelitami. Do tego cały czas pozostałe świnki przeganiały ją z miejsca na miejsce. Oprócz tego Sigyn zaczęło wychodzić futro w bardzo dużych ilościach. Jednak momentami przypominała sobie jakby jak to jest jeść siano i być normalną świnką, potem wracała jednak cały czas do stanu permanentnej apatii.
11 lutego świnka była w szpitaliku, zachowywała się jednak nieźle, choć była smutna, pogryzała czasami sianko, robiła coraz ładniejsze bobki.
12 lutego świnka ładnie jadła ze strzykawki, jednak "zgrzytała" jakby zębami. Wystąpiło podejrzenie przerostu zębów. Sigyn rano wybrała się na spacer, szukała Tii, wąchała jej ulubione miejsca, ale zapachu Tii już nie było. To chyba wtedy się załamała. Wieczorem Sigyn zrobiła się jeszcze bardziej nieswoja, zaczęła lekko "lać się" przez ręce, troszkę opadała jej głowa. Miała także bardzo przyspieszony oddech. Wzięliśmy ją do łóżka, przytulaliśmy i bardzo się martwiliśmy. O 4 rano minął przecież dopiero tydzień od śmierci Tii!
13 lutego rano świnka lała się przez ręce, opadała jej głowa, miała skrajnie szybki i płytki oddech. Wyraźnie jej stan gwałtowanie się pogarszał. Nie miała blasku w oczach, ani chęci do walki. W ciągu tej jednej nocy spuchły jej wszystkie węzły chłonne(jakby miała zapalenie węzłów), od rana leżała pod kroplówką i namiotem tlenowym w szpitaliku. Rzęziło jej coś w płucach, śliniła się. Około 16 zadzwoniła dr Judyta, że świnka ma coś jakby sepsę. Dostała najsilniejszy antybiotyk, steryd i furosemid. Miała płyn w osierdziu. Było bardzo źle. O 18.20 zadzwonił telefon z Medicavetu, wiedzieliśmy już co się stało. Pojechaliśmy się z nią pożegnać, była taka spokojna, odeszła do Tii.
Potem miała sekcję: Jelita zaleczone. Śledziona bez zmian nowotworowych (były podejrzenia). Węzły chłonne powiększone na skutek ogólnego zatrucia organizmu.
Płuca i serce miały wstrząs wtórny. Nerki także wtórnie przestały działać. Wątroba... takiej wątroby jeszcze nie widziała. Jakby silne toksyny ją zaatakowały, nieregularne krawędzie narządu, mocno przekrwiony. Powód nie jest znany, ale lek. wet. Garczyńska bierze pod uwagę, że mogło być to spowodowane silnym stresem, jakim była śmierć Tiamat.
Sigyn miała tylko 2,5 roku, odeszła ze smutku za najlepszą przyjaciółką. 2 dni później pochowaliśmy ją koło niej, spoczywają tuż koło siebie.
To była taka przyjaźń, że świnki zostały ze sobą nawet po śmierci.
Przepraszam za ewentualne zdania "nie po polsku", ale opisanie tej historii kosztowało mnie bardzo dużo łez i sił.
Historia choroby i śmierci Tii i Sigyn
Pod koniec 2013 r. przy okazji akcji taniego USG poszliśmy ze wszystkimi dziewczynami na "przegląd". Okazało się, że Tia ma duże cysty, Sigyn i Morri trochę mniejsze, a Izyda nie ma. Sigyn dodatkowo miała podejrzenie problemów ze śledzioną. Podjęliśmy decyzję o sterylizacji Tii i Sigyn w styczniu.
Sigyn została wysterylizowana 20, a Tiamat 22 stycznia. Świnki bardzo dobrze znosiły rekonwalescencję i 30 stycznia miały zostać im zdjęte szwy. Wszystko wyglądało dobrze, świnki od kilku dni zachwycone biegały już z koleżankami, wisiały na kratach, piszczały o jedzenie...
Borys zaniósł Tiamat na zdjęcie szwów na 17:30 do MedicaVetu 30 stycznia 2014. Szwy zdjęto, ładnie się goił brzuszek. Po powrocie od lekarza ze zdjęcia szwów Tia wydawała się nieswoja. Siedziała nastroszona w kącie, najpierw klatki, potem wybiegu. Miała "maślane" oczy(biały płyn zbierał się jej w kącikach oczu) i "mysie" bobki. Nic nie zjadła przez całą noc. W 3-4 dni zjechała o 60 gram (do 740 gram). Co jakiś czas podnosiła gwałtownie głowę do góry bez powodu, a zwykle to robiła, gdy jej domek przeszkadzał. Tym razem wyglądała jednak jakby się napinała. Dała radę umyć się i odrobinę pospacerować i napiła się sama, ale nie mogła podnieść za bardzo głowy . Podejrzewaliśmy "ciągnięcie się" blizny po szwach albo ból spowodowany małą martwicą na karku po kroplówkach na zbicie mocznika.
Wtedy postanowiliśmy wybrać się do weterynarza na 10 rano 31 stycznia.
Wizyta niczego niepokojącego nie wykazała - zęby i temperatura były ok (Tia dzielnie walczyła przy pomiarze), osłuchowo płuca i serce również w porządku.
Jelita puste, w każdym razie nie jadła przez noc, prawdopodobnie od zdjęcia szwów. Dostała "kotleta" (sól fizjologiczna, witaminy, mikroelementy i glukoza) na wzmocnienie, do tego tolfedynę przeciwbólowo i coś na osłonę śluzówki jelit. Mieliśmy podawać co 2 godz. Bobtic, co 4 godz. dokarmiać, a 1x dziennie 1/8 Hepatiale.
Świnka zaczęła sama skubać sianko, nie chciała stanowczo karmy ze strzykawki. Cały czas "leciała do przodu", jakby nie miała siły w przednich łapkach, głowa jej opadała, a kiedy leżała przechylała jej się lekko na bok. Po podstawieniu pod pyszczek sama jadła jednak tylko miękkie rzeczy - cykorię, ogórka, odzyskała część wagi.
1 lutego świnka miała następną wizytę u weterynarza.
Wtedy postawiono wstępnie diagnozę - udar. Tia zaczęła dostawać sterydy. Leciutko przybrała na wadzę, prawie cały czas jednak spała, a chodziła bardzo nieporadnie. Śwince zaczęło się poprawiać po sterydzie (ugryzła mnie-Agę w palec, podgryzła cykorię).
2 lutego Tia znowu schudła i bardzo nieporadnie poruszała się po klatce. Dodatkowo dostała lekkiego rozwolnienia. Stan świnki nadal był zły.
Rano waga wyniosła 734 gramy, steryd jakby przestał działać. Dostała go znowu. Borys razem z dr Eweliną nakarmili ją do 765 gram Sinlaciem, dostała także przeciwbólowy i kotleta. Walczyła przy pobieraniu krwi, następnego dnia miała zostać zaniesiona na szpitalik.
3 lutego Tia wyszła sama na spacer, przeszła się po pokoju i wskoczyła na rampę. Wszystko to było dość nieporadne, widać było problem neurologiczny utrudniający poruszanie się. Następnie została na szpitaliku w Medicavecie cały dzień. Postawiono ostateczną diagnozę - stan po udarowy i anemia. Miała być leczona EPO przez następny miesiąc.
Wieczorem odebraliśmy ją ze szpitalika. Ustalono na podstawie morfologii, że narządy wszystkie sprawne. Hematokryt niski, mała liczba czerwonych krwinek i niskie MCV (śr. objętość krwinki). Dostała teraz jeszcze receptę kompleks witamin B i Cinnarizinum.
4 lutego świnka również spędziła w szpitaliku. Po powrocie do domu stwierdziliśmy, że mimo iż Tiamat jest karmiona ręcznie i waży 810 gram to nie bobczy. Wszystkie narządy sprawne. Miała huśtawki nastrojów (raz chrumkała i łaziła po klatce, raz nieporadnie leżała i nic się jej nie chciało). Strasznie szybko oddychał, w szpitaliku dostawała tlen, bo przy zastrzykach zaczęła mieć duszności ze stresu. Świnka była karmiona co 4 godziny 6-10 ml karmy. Miała jakby lepszy humor, pozostałe świnie wyganiała z domków, pochrumkiwała, ale nieporadnie strasznie chodziła. Cały dzień spędziła poza stadem nocy miała trochę kontaktu z Morrigan, obie się ożywiały będąc razem.
5 lutego Tiamat wyszła znowu na spacer. Z wielkim trudem, ale z 30 minut łaziła... dość dziwnie kładąc się co trochę ze zmęczenia. Wyglądała, jakby tył ciała nie był skoordynowany z przodem. Ciężko było patrzeć na to jak bardzo to było nieporadne. W nocy pojawił się również bobek. Po przywiezieniu świnki do Medicavetu, gdzie Tiamat od razu wylazła z norki i wlazła pod nią. Okazało się, że cały poranek miała bardzo dużą hipotermię - jej temperatura wynosiła 32,7'C. Ok. 14.30 dr Kasia rozmawiała ze mną przez telefon, gdyż Tia miała właśnie zrobione USG i okazało się, że występuje duży problem z nerkami i że ta i następna doba zadecydują o jej życiu. Ostrzegała, że rokowania Tii są co najmniej ostrożne i nie wiadomo czy możliwe jest w ogóle ustabilizowanie jej stanu, poleciła zastanowić się nad koniecznością skrócenia jej cierpień.
Zdecydowaliśmy, że choć jej stan jest ciężki to tego dnia rano i poprzedniego dnia wieczorem widziałam częściowo dawną Tię, która gadała, kłóciła się, miała ochotę biegać, miała ten magiczny błysk życia w sobie. Postanowiliśmy zrobić to tylko wtedy, jeśli ten blask zgaśnie. Wieczorem dr Judyta była lepszej myśli niż dr Kasia, Tia zesiusiała się bowiem, zrobiła kilka bobków i lepiej się czuła po tlenie.
Kiedy Tia przybyła do domu wieczorem wyglądała bardzo źle, nie miała prawie kontroli nad swoim ciałem, sił żeby się ruszać, lała się przez ręce. Leżała w klatce, Morri próbowała ją jakby budzić... Zauważyliśmy, że znowu ma hipotermię, więc wzięłam ją do łóżka i zaczęłam ogrzewać, leżała ze mną od 2 do 4 rano... Jej serduszko biło coraz bardziej nieregularnie, oddech też był nieregularny, coraz szybszy, o 4 zaczęła się jakby krztusić, o 4.05 6 lutego 2014 r. odeszła po serii drgawek, próbowaliśmy ją reanimować, ale nie udało się...
Tak Borys opisuje tą sytuację: "Tiamat walczyła do końca. A my razem z nią. O godzinie 2:00 wstaliśmy na karmienie, grzecznie zjadła jedną strzykawkę, drugą z drobnymi oporami. Następne miało być o 7:00. Była wychłodzona, znowu wpadła w lekką hipotermię. Wlałem wodę do butelki, żeby jej zrobić termoforek i jakoś dotrzymać do rana. Nie wiem czemu wlałem wrzątek. Sam się wlał chyba podświadomie. Tia poszła do nas do łóżka. Aga leżała z nią, trzymała ją na piersi i ogrzewała. Około 4:00 wyczuła nieregularny rytm serduszka, potem zmienny oddech. Tia dostała czegoś w rodzaju albo li to czkawki, albo krztusiła się, w każdym razie ostro walczyła o powietrze. Później zaczęła rzucać główką i przednimi łapkami. Jak tylko się uspokoiła, to zacząłem jej robić sztuczne oddychanie, bo co mieliśmy do stracenia. I ją pocałowałem na dobranoc. Zasnęła. Tym razem na zawsze. W oczach zgasła nagle, ale oczy pozostały ufne, póki się same nie przymknęły od stężenia pośmiertnego.
Sigyn jest załamana, bo nie ma z kim biegać, Morrigan czuje, że straciła siostrę i ma taki smutny wzrok, a Izyda jest przerażona...
Odeszła nasza waleczna indywidualistka, świnka-alfa, która zawsze musiała postawić na swoim. Zdecydowała aby odejść wśród swoich, zamiast w samotności w lecznicy. Cieszymy się, że tak wybrała."
O poranku Borys zawiózł ją na sekcję. Wyniki: Przypadek z tych nie do odratowania. Jelita ukrwione, pełne pokarmu, jak i w końcowej części z wykształconymi bobkami.
Żołądek jw. Śledziona ok. Wątroba blada, ale to nie z powodu toksyn z leków, tylko z powodu anemii. Jedna nerka ok, druga... druga miała zatrzymanie moczu w miedniczce. Po otwarciu wyglądało to jak cysta (rozmiarowo, tak była miedniczka napuchnięta), po czym pękło i oblało Kasię moczem pod naciskiem skalpela. Nerka prawdopodobnie wysiadła pod wpływem udaru (druga, brana pod uwagę, ale mniej prawdopodobna wersja, że dwa zdarzenia wystąpiły niezależnie). Gdyby nam się nie zatrzymała ot tak, z paraliżu, to zapewne rano w szpitaliku rozsadziłoby jej nerkę...
Miała tylko 3,5 roku. Śpi snem wiecznym w pięknym miejscu pod leszczynami od 8 lutego.
Tego dnia zdecydowaliśmy, że adoptujemy Nammu (Meridę) do stada.
Sigyn z powodu szoku pourazowego dostała miękkich bobków zaraz po powrocie Borysa z lecznicy, do tego rozerwał się jej jeden ze zrostów , kiedy kłóciła się z Morri. Widać było, że kiedy zabrakło Tii w stadzie zapanował wielki niepokój i smutek.
Sigyn została na cały dzień w szpitaliku, miała problemy z jelitami, cały czas miała rozwolnienie. Zjechała z 1100 do 960 gram w ciągu kilku godzin. Kiedy przynieśliśmy ją do domu siadła smutno w kącie i nie chciała jeść. Morri natomiast atakowała wszystko wokół, w tym mnie. Sigyn miała zaleconą Smectę, by opanować biegunkę. Kiedy trzymaliśmy ją na szmatce, na której pozostał zapach Tii pochrumkiwała i się w nią wtuliła.
Całą noc z 6 na 7 lutego Sigyn "popłakiwała", była również bardzo osowiała i smutna. Cały czas była na ręcznym karmieniu. Potem stan Sigyn pozostawał bez zmian - była apatyczna, jednak teoretycznie zdrowa, nie chciała sama jeść nic suchego, tylko mokre, po którym dostawała natychmiast biegunki.
8 lutego wydawało się, że wszystko idzie ku lepszemu, Sigyn piszczała o sałatę rzymską, jednak niestety dostała po niej biegunki. Jednak kiedy nikt na nią nie patrzył jadła siano, tak jakby chciała żeby się wszyscy nią zajmowali i przytulali, jakby bardzo potrzebowała z nami kontaktu, szczególnie że pozostałe koleżanki z klatki się nią nie interesowały.
Sigyn dostała stresowej biegunki po bieganiu z dziewczynami, ponieważ odrzuciły ją. Nie były agresywne, jednak po prostu się nią nie interesowały, nie zapraszały jej do zabawy. Sigyna zawsze biegała wspólnie z Tią, która była inicjatorką "wspólnych wypadów" na wybieg.
9 lutego Sigyn, mimo ciągłego dokarmiania Sinlaciem co 4 godziny, chudła. Bobki miała malutkie i luźne. Przyczyną wszystkich problemów był silny stres. Sigyn szukała po pokoju Tii, siedziała w ulubionym miejscu jej przebywania.
10 lutego okazało się, że stan Sigyn staje się coraz poważniejszy. Miała 40'C gorączki i problemy z jelitami. Do tego cały czas pozostałe świnki przeganiały ją z miejsca na miejsce. Oprócz tego Sigyn zaczęło wychodzić futro w bardzo dużych ilościach. Jednak momentami przypominała sobie jakby jak to jest jeść siano i być normalną świnką, potem wracała jednak cały czas do stanu permanentnej apatii.
11 lutego świnka była w szpitaliku, zachowywała się jednak nieźle, choć była smutna, pogryzała czasami sianko, robiła coraz ładniejsze bobki.
12 lutego świnka ładnie jadła ze strzykawki, jednak "zgrzytała" jakby zębami. Wystąpiło podejrzenie przerostu zębów. Sigyn rano wybrała się na spacer, szukała Tii, wąchała jej ulubione miejsca, ale zapachu Tii już nie było. To chyba wtedy się załamała. Wieczorem Sigyn zrobiła się jeszcze bardziej nieswoja, zaczęła lekko "lać się" przez ręce, troszkę opadała jej głowa. Miała także bardzo przyspieszony oddech. Wzięliśmy ją do łóżka, przytulaliśmy i bardzo się martwiliśmy. O 4 rano minął przecież dopiero tydzień od śmierci Tii!
13 lutego rano świnka lała się przez ręce, opadała jej głowa, miała skrajnie szybki i płytki oddech. Wyraźnie jej stan gwałtowanie się pogarszał. Nie miała blasku w oczach, ani chęci do walki. W ciągu tej jednej nocy spuchły jej wszystkie węzły chłonne(jakby miała zapalenie węzłów), od rana leżała pod kroplówką i namiotem tlenowym w szpitaliku. Rzęziło jej coś w płucach, śliniła się. Około 16 zadzwoniła dr Judyta, że świnka ma coś jakby sepsę. Dostała najsilniejszy antybiotyk, steryd i furosemid. Miała płyn w osierdziu. Było bardzo źle. O 18.20 zadzwonił telefon z Medicavetu, wiedzieliśmy już co się stało. Pojechaliśmy się z nią pożegnać, była taka spokojna, odeszła do Tii.
Potem miała sekcję: Jelita zaleczone. Śledziona bez zmian nowotworowych (były podejrzenia). Węzły chłonne powiększone na skutek ogólnego zatrucia organizmu.
Płuca i serce miały wstrząs wtórny. Nerki także wtórnie przestały działać. Wątroba... takiej wątroby jeszcze nie widziała. Jakby silne toksyny ją zaatakowały, nieregularne krawędzie narządu, mocno przekrwiony. Powód nie jest znany, ale lek. wet. Garczyńska bierze pod uwagę, że mogło być to spowodowane silnym stresem, jakim była śmierć Tiamat.
Sigyn miała tylko 2,5 roku, odeszła ze smutku za najlepszą przyjaciółką. 2 dni później pochowaliśmy ją koło niej, spoczywają tuż koło siebie.
To była taka przyjaźń, że świnki zostały ze sobą nawet po śmierci.
Przepraszam za ewentualne zdania "nie po polsku", ale opisanie tej historii kosztowało mnie bardzo dużo łez i sił.
Ostatnio zmieniony 23 mar 2014, 23:27 przez Metalove, łącznie zmieniany 1 raz.
- silje
- Moderator globalny
- Posty: 7965
- Rejestracja: 07 lip 2013, 21:24
- Miejscowość: Sztum/Czernin
- Lokalizacja: woj. pomorskie
- Kontakt:
Re: Mitologiczne świnie Agi i Borysa
No w końcu są ślicznotki
Moje kochane świnki (po)morskie: Bronek, Finka, Dorjan, Sajka, Imre, Lotka +9 w DT
- porcella
- Moderator globalny
- Posty: 23117
- Rejestracja: 07 lip 2013, 22:39
- Miejscowość: Warszawa
- Lokalizacja: Warszawa-Mokotów
- Kontakt:
Re: Mitologiczne świnie Agi i Borysa
Nareszcie
Chcemy wreszcie zobaczyć Meridę w całości i bliżej poznać Frigg
Chcemy wreszcie zobaczyć Meridę w całości i bliżej poznać Frigg
Re: Mitologiczne świnie Agi i Borysa
Kilka nowych fotek!
Ostatnio zmieniony 15 mar 2014, 19:29 przez Metalove, łącznie zmieniany 1 raz.
- silje
- Moderator globalny
- Posty: 7965
- Rejestracja: 07 lip 2013, 21:24
- Miejscowość: Sztum/Czernin
- Lokalizacja: woj. pomorskie
- Kontakt:
Re: Mitologiczne świnie Agi i Borysa
Urosły już te dwie najmłodsze w rodzinie
Piękne stadko
Piękne stadko
Moje kochane świnki (po)morskie: Bronek, Finka, Dorjan, Sajka, Imre, Lotka +9 w DT
- porcella
- Moderator globalny
- Posty: 23117
- Rejestracja: 07 lip 2013, 22:39
- Miejscowość: Warszawa
- Lokalizacja: Warszawa-Mokotów
- Kontakt:
Re: Mitologiczne świnie Agi i Borysa
Merida wygląda jak siostrzenica Bianki
Frigg nadal jak trzy pompony
Jak reszta dziewczyn odnosi sie do młodych?
Frigg nadal jak trzy pompony
Jak reszta dziewczyn odnosi sie do młodych?
Re: Mitologiczne świnie Agi i Borysa
Pełna 100% harmonia, jakby im cały czas brakowało 2 świnek, dziewczynki po prostu "wskoczyły" w 2 pozostawione przez Tię i Sigyn miejsca, od razu widać że stadu jest dobrze w 4.
Re: Mitologiczne świnie Agi i Borysa
Super, że się zgrały,fajne stadko macie.....
...... ale się pobeczałam.....
...... ale się pobeczałam.....