Nasz skarb, Karmelcia, zgasł 30 czerwca...

Chorowała 16 dni. Zaczęło się od ostrego wzdęcia. Przywracanie drożności jelit trwało tydzień. W następnym tygodniu czuła się coraz lepiej, dokarmialiśmy ją tylko dodatkowo. Nabraliśmy nadziei, że wyjdzie z tego jak inne świnki... Znienacka po dwóch tygodniach przestała całkowicie jeść i pić, zaczęliśmy ją systematycznie karmić strzykawką. Okazało się, że ma rankę w pysiu. Postanowiliśmy ją zabrać na badanie do Warszawy. Ale po dniu karmienia, masowania, głaskania nad ranem już nie było w niej życia. Gasła na naszych oczach. Umarła o 6:45, głaskana, i nic już nie mogliśmy dla niej zrobić...
To jest wielki cios. Była maleńką osóbką o olbrzymiej osobowości. Nieustraszona. Inteligentna. Indywidualna we wszystkim. Tak bardzo nam jej brak... Tak żałujemy, że nie daliśmy rady jej pomóc... Kochamy nieustannie, ciągle ją mamy przed oczami, wszystko ją przypomina. To jej wspaniałe futerko, to słodkie spojrzenie... Nie oglądamy zdjęć, nie jesteśmy jeszcze gotowi. Dała nam mnóstwo radości przez niemalże 1,5 roku. Była cudem natury, pociechą w smutku... Byliśmy z nią szczęśliwi... Mamy nadzieję, że ona była szczęśliwa również
