Biegunka ustała trzy dni temu, od dwóch dni nie brała już na nią leków. Myśleliśmy, że mamy dość czasu do dzisiejszego usg, że jest lepiej, że będzie już tylko dobrze.
Wczoraj wieczorem przestała jeść, dokarmialiśmy, ale było inaczej niż zawsze, pierwszy raz odmówiła karmy ratunkowej. Wiedzieliśmy, że jest źle, dokarmialiśmy na siłę. W nocy co 3h do niej wstawaliśmy, dokarmialiśmy i ważyliśmy. Na przekór wszystkiemu od pierwszego ważenia (20:30 wczoraj) aż do ostatniego ważenia (dzisiaj o 5:30 rano) trzymała wagę, musiała coś podjadać między dokarmianiem. Cieszyliśmy się, że skoro trzyma wagę to zdążymy jeszcze jej pomóc.
Zwolniłam się wcześniej z pracy i wróciłam do domu, Roszponki już nie było. Mirabelka ją lizała jakby chciała powiedzieć "ej, obudź się, nie żartuj".
Cieszę się, że odeszła tam, gdzie spędziła swój najlepszy czas - na kupce sianka, przy miseczce, w swoim świnkowym gronie. Żałuję, że nie zdążyłam się pożegnać a jeszcze bardziej żałuję, że mieszkała z nami tak boleśnie krótko. Przyjechała w kwietniu 2018r., zakochaliśmy się w niej od razu, tak bardzo "inna", tak mocno niezborna i odbiegająca od świnkowych "standardów", ale dla nas najpiękniejsza. Od początku jej rokowania były niepewne, każdego miesiąca cieszyliśmy się, że wciąż jest z nami. W styczniu 2019r. usłyszeliśmy po raz pierwszy, że będzie gorzej, że niedługo odejdzie. Znowu na przekór wszystkiemu pokazała, że chcieć to móc i żyła z nami aż do dzisiaj, nie odpuszczając ani na chwilę.
Nie umiem wyrazić jak bardzo będziemy za nią tęsknić. Od półtorej roku towarzyszył nam charkot Roszponki, jej pochrumkiwanie ilekroć ułożyła się niekorzystnie lub musiała "odkaszlnąć". Przeszkadza nam cisza, która po niej została.




