Ona jak żył Wiedźmin, to się cudownie dogadywała z nim i z Apą. Tylko Otonię gnębiła. Zaczęła tak okropnie świrować dopiero po jego śmierci, jak jej hormony strzeliły. A teraz, anioł nie świnia. Właśnie przed chwilą kontemplowałam, jak leżą sobie z Waldusiem łeb w łeb NA DOLE, a wcześniej na górze jadła z Otonią z jednej miski. Codziennie jestem w szoku.
Co do sterylki samic, to jednak bym najpierw sprawdziła, jak tam jajniki, ale u mnie wszystkie cholery miały aktywne cysty, Kresyda by się wykrwawiła, gdyż ze względu na serce czekaliśmy z zabiegiem. Grawa nie miała, ale ona nie gnębiła (poza rujami) i była charyzmatyczną przywódczynią, za jej kadencji wszystko chodziło jak w zegarku. Więc cholerowatość miała innego rodzaju.
do roku czasu sterylka jest dość łatwa (małe nacięcia z boku). Wiadomo, że nie zawsze ma się od razu młodsze świnki i można. Ja czekam aż moje podrosną i im to fundnę.
Fakt, operacja jest łatwiejsza i pewnie dla świni też niewykluczone, że mniej bolesna. Ale wady też są. Po sterylce standardowej już na drugi dzień wsadziłam Kresydę do klatki ze stadem. Było jej znacznie milej dochodzić do siebie w rodzinnym gronie. Półkę tylko chyba rozmontowałam na wszelki wypadek. Szanse na zdjęcie przez usłużną współżonę lub troskliwego męża szwów na brzuchu są jednak znikome, co innego po bokach. Dioptria wytrzymała chyba ze 3 doby osobno i się poddałam, uznałam, że ona sobie nie da zdjąć szwów i faktycznie tak było, ale już jak przyjdzie pora na Apisię (a przyjdzie), to niestety, kwarantanna dłuższa i nie wiem, jak ona to zniesie i co się będzie w międzyczasie w stadzie wyrabiało.
Dziś rano przy śniadaniowej cykorii Walczak skoczył z półki by być bliżej kraty i mnie lepiej dopingować, Otonia zaś zbyt nerwowo biegała po antresoli i jej się zleciało, co się czasem zdarza. Niegdyś by zareagowała dramatyczną bieganiną, oberwałaby po tyłu i uciekła na górę. Obecnie chwilę pobiegała w miarę wyluzowana i dołączyła do reszty (w międzyczasie Dioptria też zeskoczyła z antresoli, ona nie lubi, gdy pospólstwo dwunogie gapi się jak ona je od razu po podaniu posiłku, jak plebs, a ciężko odczekać z godnością po nocnej przerwie na zielone, na dole można niby przypadkiem zaciągnąć ofiarę na zaplecze i tam się nie krępować, czasem nawet dwunóg nie jest aż tak durny jak normalnie i sam się domyśli, że jaśnie pani podaje się do pakamery). I wszystkie cztery jadły sobie razem, jak za Złotej Ordy, nie przymierzając. Ech......
My trzymaliśmy Vendę krótko osobno, dla higieny bardziej. Potem już była z koleżaneczkami, a jak wiadomo nie są one zbyt troskliwe. Najwyraźniej uznały że dziwnie pachnie, dziwnie wygląda i dały jej spokój.