Bysio miał problemy z ząbkami. Winię się za to, że może nie dostrzegłam od razu, że coś się dzieje. A może Bysio to ukrywał... Przez ostatnie tygodnie byliśmy tak zabiegani, że świnkom dawało się jeść i biegło się dalej. Przygotowywaliśmy się do naszego wesela, do tego pracowaliśmy. Nie widziałam, by coś było nie tak. Jedzonko znikało, prośki wyglądały dobrze. Kiedy zorientowałam się, że coś się dzieje, że Bysio nie je, szybko do weta. Przyciął trzonowce i siekacze. Miało być lepiej, ale nie było... Do tego miał jakieś wyłupiaste oczko. Wet mówił, że to przez te zęby, że wróci do normy. Dokarmiałam strzykawką, weszła karma ratunkowa. Miało być lepiej, ale wciąż nie było. Kolejna wizyta. Znów przycinanie. Znów nie było lepiej. Planowaliśmy już wizytę u jakiegoś weta typowo od ząbków, ale nagle pogorszyło się do tego stopnia, że nic już nie można było zrobić. Z dnia na dzień świnek zaczął wyglądać źle. Oczka zaropiały. Był osowiały. Górne trzonowce znajdowały się na zewnątrz pyszczka. Szybko do weta. Ubłagałam teściową, żeby pojechała z nim. Ja musiałam iść do pracy. Wet kazał zjawić się za kilka dni na kontroli i jeśli się nie poprawi, to skieruje nas do specjalisty od świnkowych ząbków. Postanowiłam, że następna wizyta będzie już w Łodzi. Wet na miejscu, do którego chodziliśmy zawsze radził sobie z naszymi prośkami. Nieraz już je wyleczył. Tym razem jednak problem był znacznie większy. Ale jestem winna po raz kolejny, bo do tego momentu nie zdawałam sobie sprawy, jak poważny jest stan świnki. Myślałam - zęby, ok. Funiek kiedyś złamał jednego górnego siekacza, wet skrócił drugiego i było już ok. Teraz, z Bysiem też będzie. Podokarmiam, ząbki wrócą do normy. Wszystko wróci do normy. Nie miałam pojęcia, co się dzieje.
Dalej to już równia pochyła... Wieczorem Bysio opadł z sił. Wkrótce dostał też drgawek. Już nie wstawał. Leżał na boczku. Leciał przez ręce. Ciężko oddychał. W lecznicy zdecydowaliśmy, że trzeba skrócić mu cierpienia.
Czuję się winna. Cały czas wałkuję to w głowie. Co mogłam zrobić inaczej... Co mogłam zmienić. Czemu tak późno postanowiłam, że jednak potrzeba typowo ząbkowego weta. Zbyt późno zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Z drugiej strony, to działo się tak szybko... To nie trwało miesiącami. Od pierwszych oznak do dnia odejścia minął trochę ponad tydzień... Bez przerwy o tym myślę, rozbieram to na części pierwsze. Czy zęby mogą zabić tak szybko... Teraz, po przewertowaniu wątku o zębach wiem, że mógł mieć przerośnięte korzenie. A może jednak jakiś guz ukrywał się w pyszczku... Może wet powinien zrobić RTG... Może wtedy... Może gdybyśmy mieli więcej czasu... Może...
Nie mogę się pozbierać. Tydzień temu świnek miał, zdawałoby się, drobne problemy. Wczoraj już nie było go z nami...
Czy można było coś zmienić... Czy w Łodzi by go uratowali... Jeśli tak, to nigdy nie daruję sobie, że nie zdążyliśmy się tam wybrać...
Po wszystkim nie chciałam zostawić go w lecznicy. Pochowałam Bysia w naszym ogródku. W pudełeczku, zawiniętego w jego ręczniczek. Włożyłam mu tam sianka, żeby miał na drogę za Tęczowy Most... Kochany maluszek.
Na Funiu też się to odbiło. Od wczorajszego wieczora jest jakby trochę nieswój. Kiedy wchodzę rozgląda się, ale nie piszczy, wygląda jakby czekał, aż odłożę Bysia do klatki. Przecież, gdy znikał, zawsze w końcu wracał. Wymyłam wszystko, by nie czuł już zapachu Bysia... To tak potwornie boli, że już nie będzie jego długich kłaczków na kocyku, że nie zobaczę, jak wyleguje się na hamaczku, jak w swój dziwaczny sposób próbuje bokiem wskoczyć do klatki.martuś pisze: A jak Funio to znosi?
Dzisiaj zauważyłam, że zrobił się znów płochliwy, jak za czasów, gdy był maluchem. Jest czujny. Podrywa się na dźwięki, do których był już przyzwyczajony. Nie drze się o jedzenie. Ale je z takim samym apetytem, jak zawsze (Na tym punkcie będę teraz fiksować... ). Nawet teraz, siedząc u mnie na kolanach uszka ma postawione, wydaje się spięty.
Z całą mocą odczuwam ciszę, która zapanowała. Brakuje mi ich wzajemnych rozmów, furkotania i popiskiwania. Funiowi najwyraźniej też... Oczywiście będziemy szukać mu kolegi i widzę, że nie ma co zwlekać, bo małemu samotność wyraźnie nie służy. Jutro zacznę przeglądać wątki adopcyne. Dzisiaj to jeszcze... Za wcześnie