Kasiu zdrowiej !!!
Jejku masz psa :O:O:O Co ja to poczytuję ! Śliczny i ma ogromne szczęście, że trafił na Ciebie
Przypomniała mi się grafika z demotywatorów.... Dlaczego małżeństwo tak długo wytrzymało razem "Bo za naszych czasów jak się coś psuło, to się to naprawiało...zamiast kupować nowe" i tak właśnie wygląda to przy wielu zwierzakach...
Harvejowa pisze:Dlaczego małżeństwo tak długo wytrzymało razem "Bo za naszych czasów jak się coś psuło, to się to naprawiało...zamiast kupować nowe" i tak właśnie wygląda to przy wielu zwierzakach...
Zgadzam się w 100% i to się tyczy wielu rzeczy w obecnych czasach niestety
Harvejowa pisze:Dlaczego małżeństwo tak długo wytrzymało razem "Bo za naszych czasów jak się coś psuło, to się to naprawiało...zamiast kupować nowe" i tak właśnie wygląda to przy wielu zwierzakach...
Zgadzam się w 100% i to się tyczy wielu rzeczy w obecnych czasach niestety
niestety.. czasem się naprawia i się nie da, także ja na to patrzę inaczej.. spójrzcie też ile było małżeństw kiedyś które nie kochały się w ogóle, były nieszczęśliwe a żyły "razem" bo tak wypadało..
oczywiście rozwód jako fanaberia, to przesada.. ale jeśli pary walczą, starają się a niezgodność charakteru i podejścia do życia jest nie do przeskoczenia to należy się rozejść, być szczęśliwym osobno niż zacząć się nienawidzić..
Oczywiście, też jestem za tym, że trzeba walczyć.. Ale wszystko ma swoje granice.. Nie lubię jak inni nie znając sytuacji łatwo oceniają, że jakaś para nie walczyła tylko od razu wybrała łatwiejsze rozwiązanie jakim jest rozwód.. Nie.. To nie jest w ogóle łatwe nawet jeśli dwie strony nic już do siebie nie czują.
Bardziej chodziło mi o kwestię starań i ewentualnego poszukania innego odpowiedzialnego domu dla zwierzaka...niż tak jak odbywa się to w większości przypadków tzw. "spychoterapia"... zwody, czy rozwody to już kwestia indywidualna dwóch osób... i nic na siłę... ale za to co oswoiliśmy ponosimy odpowiedzialność Chociaż zdanie dotyczące małżeństwa raczej miało się odnosić do pochopnie zawieranych małżeństw i rozwodów z nudów (niestety dzisiaj często to jest powód)...
Harvejowa.. Znam sporo osób po rozwodzie.. I żaden nie był z nudów..
Porzucenie zwierząt odbywa się nie tylko podczas rozwodu..ale bo się dziecko urodziło, bo ludzie stwierdzają, że lepsze ich czeka, za granicą i wiele innych przypadków.. Ja nie rozumiem takich ludzi..
Z Kluskiem przeszłam też kilka faz. Od niszczenia wszystkiego, przez darcie ubrań na pożegnanie, gdzie łapał za cokolwiek i nie chciał wypuścić z domu, po autodestrukcję. U mnie w pierwszym okresie trzeba było zostawiać pusty przedpokój (ok 14m) i streszczać się z każdym wyjściem. Zmieniłam stanowisko pracy z wynajętego lokalu na dom, dalej jednak zaliczałam włamania z kradzieżą i dewastacją mienia. Kilka przeprowadzek później (nie z powodu zniszczeń, wszelkie zniszczenia dotyczyły moich sprzętów), Klusek nieco się uspokoił, ale nadal ciężko przeżywa nawet sprawy pracy, czy zajęć, w których z jakiś przyczyn nie może uczestniczyć. Teraz z racji mniejszego mieszkania ma swobodny dostęp do pokoi, ale kradnie już prawie zawsze tylko produkty konsumpcyjne. Ten najgorszy czas przetrwaliśmy przez nieustępliwość i wychodzenie mimo to. Wyglądałam jak ofiara przemocy, ale nie ustąpiłam, bo byłoby jedynie gorzej. W tej chwili nieocenioną pomocą jest moja mama, do której zabieram psa jeśli mam gdzieś jechać, czy muszę zrobić coś wymagającego 100% uwagi. Pies, nie wiem jak Twój, ale podejrzewam, że też tak ma, musi mieć zadanie. Klusek przy takich wypadach musi pilnować moją mamę i robi to całym sobą do czasu gdy go odbieram. Za dobre zachowanie zawsze nagroda.