Marceli jest czasami dziiiiwny jednak.
Wczoraj z powodu jakiś hurgotów u sąsiadów na górze (krzesło przesuwali, czy szafkę, takie normalne domowe hałasy, nawet niewielkie), porzucił pyszne ziętkowe ziółka i wskoczył mi na ramię, ciężko przerażony.

Potem już wszystko było ok, dzisiaj rano nawymyślał mi podczas przycinania pazurków, usiłował skoczyć na główkę przy myciu i strzyżeniu podwozia, ale zdołałam go udobruchac marchewką. Więc, jak już wyschnie, to może się lepiej nada do dokumentacji fotograficznej, bo z takim żółtym kuprem, jak poprzednio, to raczej niebardzo
