Raczej nie odzyskam, więc piszę od nowa:
Świnka Jadzia trafiła do mnie jako prezent urodzinowy. Ale taki – przemyślany, uzgodniony.
Koleżanka która ją kupiła powiedziała że wzięła właśnie Jadzię, bo jako jedyna nie uciekła przed ręka sprzedawcy. Wkrótce potem okazało się dlaczego nie uciekła – miała katar i zaropiałe oczy. I zaraz potem zapalenie płuc. Codziennie jeździłam z nią na zastrzyk. Spała w mojej góralskiej skarpetce, a temperatura w domu została podwyższona do 25 stopni. O rachunek nie pytajcie .
Mieszkała w niskim akwarium 40 x 40 cm i pierwszego dnia u mnie dała z niego dyla i schowała się z tyłu, w lodówce. Zaraz potem dostała klatkę 65 cm a po pół roku koleżankę i klatkę 100.
Jadzia się wyleczyła z zapalenia płuc i żyła u mnie razem z Inką, którą również dostałam w prezencie. Była dużą świnką – w najlepszych latach ważyła 1,6 kg. Miała nieco kłopotów z nadciśnieniem z powodu nadwagi, ale leki jej pomogły. Pewnego lata schudła a zimą odkryłam jej gulkę pod brodą. Badanie, biopsja – chłoniak. Wtedy się świnek onkologicznie nie leczyło. Po miesiącu musiałam ja uśpić. Żyła pięć lat.
Była charakterną świnką


Jadzia
Inka była świnką bardzo podporządkowaną Jadwidze. Nie chorowała, była bardzo grzeczna. Różki pokazała dopiero jak Jadzia umarła i Inka dostała inna świnkę, Helenkę. Były krzyki, biegi i piski. Potem się okazało że Inka ma mieć własny domek do dyspozycji. Z Jadzią to ona mogła mieszkać w jednym apartamencie – z kim innym – nie

Pewnego dnia przestała jeść i robić bobki. Nazajutrz pojechałam do weta – umarła mi po drodze, wetka stawiała na wzdęcie


Inka
Po śmierci Jadzi do Inki dołączyła kolejna świnka - świnka Helenka. Przyjechała do nas z pewnego zoo, hodowana na karmę wyniesiona w kieszeni, za milczącym zezwoleniem pani która opiekowała się świnkami.
Była chyba świnką dominującą, a ja podła, dałam jej do klatki jeszcze dwie dominujące świnki i całkiem tak dominowć jakby chciała nie mogła



Helenka

Zyta i Helenka

Helenka i Zyta
Świnka Zyta przyjechała do mnie od Evelin, była córka świnki Krysi. Zyta to świnka spokojna, dość zamknięta w sobie, jedyna „neutralna” z mojej czteroświnkowej klatki. Reszta to były dominantki. Żyła sobie spokojnie, prawie nigdy nie chorowała. Ale jak zachorowała to na całego – dostała chłoniaka. Badania krwi, biopsja, usunięcie węzła i histopatologia. Myslałam że nie doczekamy chemii – a nie mogła być podana bez potwierdzenia diagnozy – dostawała codziennie kroplówki dożylne. Rano zawoziłam ją do Medicavetu, wieczorem po pracy odbierałam. Wreszcie - chemia. Raz w tygodniu świnka jechała na cały dzień do lecznicy. I tak cztery razy. Było lepiej, nóżki za to tylne przestały Zytę nosić ;( Ale po jakimś czasie podniosła się. Łaziła po klatce, jadła, piła nawet z poidełka. Niestety – taka zmiana która została jej po wyciśnięciu kaszaka parę lat temu okazała się zrakowaciała, została wycięta i zbadana. Była planowana kolejna chemia. Niestety – tuż przed nią, 25 marca Zyta w nocy poczuła się gorzej, rano zostawiłam ja w lecznicy , koło 16. 00 umarła.
Na sekcji wyszła bardzo zniszczona wątroba oraz guz wątroby pomiędzy płatami. Zyta była bardzo dzielną świnką, żyła prawie 7 lat.
Poniżej nieustająco Zyta:





Moja świnka – Zofia [*] – miała być tymczasem. Ale jak się okazało że DS ma wykastrować samca, który w dodatku jest chory nie wiadomo w sumie na co , po to żeby wziąć Zofię, to powiedziałam że nie dam i tak została.
Zyła sobie bez chorowania, trochę się kłóciła w klatce z Helka i Wiktą, raz zatarła sobie oko źdźbłem trawy ale szybka wizyta u weta i podawanie kropli załatwiły sprawę. W piątym roku życia, zdiagnozowano u niej guza tarczycy. Operacja odbyła się w Ogonku, świnka wybudziła się itd. Po miesiącu dostała strasznego wzdęcia, wet, nakłucie żołądka przez powłoki brzuszne w celu spuszczenia gazów, morfina i niestety eutanazja.

Na pierwszym planie, Zofia.
Wikta [*], moja najzwyklejsza i najbardziej ukochana świnka. Mądra. Kiedyś zdjęłam górę od klatki z zawieszonym hamakiem i postawiłam na podłodze podczas sprzątani. Wszystkie się tam oczywiście wpakowały, Wikta poszła zasiąść na hamaku i zaglądała pod spód – bo : „Czemu się nie buja!?”
Miała być tymczasem, a została moim prezentem urodzinowym.
Miała być karmówką w zoo, uciekła z wiadra niesiona już jako kolacja. Schowała się u drapieżników i przez miesiąc nikt nie potrafił jej złapać. Wyłożonego zatrutego ziarna nie ruszała. Gdy ja złapano z grzybem na pół twarzy jakaś dobra dusza jakaś się zlitowała i zadzwoniła do kogoś od nas, że jest świnka do wzięcia. Leczyła się z tego grzyba kilka miesięcy, okropny był.
Była kochaną, proludzką świnką, wolała być pogłaskana niż dostać smakołyk.
Dr Ania Rzepka wymacała jej cysty, dość duże, powoli zbierałam się do operacji, ale a to coś, a to remont, minęło kilka miesięcy. Operację ciężko odchorowała, zaliczyła wzdęcie i zapalenie jelit. Niestety, okazała się że w brzuchy, na złączeniu jelit jest guz, nieoperowalny. Świnka w dobrym zdrowiu żyła jeszcze pół roku. Gdy poczuła się gorzej pojechałyśmy do lecznicy i została uśpiona. Guz przez tydzień urósł o 1/5, mógł pęknąć, a Wikta bardzo by wtedy cierpiała, nie miało sensu przedłużanie jej życia o kilka dni.
Żyła ok. pięciu lat.


Wikta, mój rogalik


A tu cała ekipa
Świnka Jaga, dobrana do Zyty. Charakterna i ciekawska. Wesoła. Zachorowała na białaczkę, prawdopodobnie wirusową. Leczyła się, brała chemię, kilka cykli - żyła z chorobą jeszcze prawie rok. Uśpiona 1 listopada 2014 roku[*]
Całe jej leczenie sfinansował “Sklepik z norkami” - http://www.forum.swinkimorskie.eu/viewt ... =58&t=2667
Koszatniczki :
Fryderyk [*]
od niego zaczęła się moja przygoda z koszatniczkami. Całkiem przypadkiem. Ktoś go wyrzucił i już nie mogłam czytać wątku na dogo “co z nim zrobić” więc go wzięłam na DT. I został. Skończył niestety tragicznie - złapany przez tymczasową kotkę, a on akurat tego dnia postanowił wygryźć dziurę w kuwecie i uciec - mimo wizyty u weta i mimo tego że właściwie nie miał żadnych obrażeń wewnętrznych - umarł. Pewnie ze strachu.

Fryderyk
Eduardo Manuel [*] 31.01.2017 miał być kolegą dla Fryderyka, nie zdążyli pomieszkać razem
Pochodził z tragicznych warunków - stracił tam końcówkę ogonka. Pobyt u nas zaczął się dość dramatycznie od leczenia - okazało się że górne trzonowce się ruszają i są bardzo słabe, wdała się ropa itd. dostał antybiotyk ( jako kolejny) który powodował zahamowanie wzrostu i Edzik zawsze był niewielki. Uratowała go dr Ania Rzepka, wzięła do domu na tydzień i co dzień ten ząb w znieczuleniu czyściła. Edzio wrócił do mnie zdrowy, aczkolwiek cez górnego zęba, z drugim krzywym. Najpierw dolne zęby trzeba było przycinać co tydzień potem co dwa, co miesiąc aż wreszcie zaczął dawać sobie radę ze ścieraniem sam. Mimo kiepskiego startu był koszem wesołym i ciekawskim, biegł od razu do ręki, no i nigdy nie gryzł - z powodu braku zęba na przedzie. Jesienią 2016 roku odbył sesję laseroterapoii, która bardzo pomogła mu na stawy
Zmarł nagle, przeżywszy ponad 7 lat, na tzw. rozszerzenie żołądka. Rano było ok - a wieczorem nie chciał już jeść swojej papki którą dostawał po wyrwaniu jednego z trzonowców w kwietniu 2016 roku. Mimo odciągnięcia sondą treści z żołądka ( 10 ml!) nie udało się koszaka uratować, na szczęście dostał silne leki p/bólowe więc nie musiał cierpieć. Przeżył noc ale rano jelita stanęły i podjęliśmy decyzję o eutanazji.

Maleńki, chory Eduardo

Edek na wierzchu, Ludek pod spodem, na pleckach

Ludwig [*] 08.02.2017 to był bardzo dzielny koszyk! Przeszedł operację podszycia powieki, ponieważ rzęsy właziły mu w gałkę oczną, którą drażniły. W starszym wieku zachorował na nerki przewlekle. Po śmierci swojego przyjaciela, Eduardo jakby się poddał i po tygodniu, pewnego wieczoru nie chciał już wziąć leków, nie chciał zjeść papki. Odłożyłam go do woliery myśląc że spróbuję znowu za jakiś czas. A on położył się i umarł.
Fikander [*] 24.06.2019 ostatni z Wielkiej Czwórki. Żył około 9 lat. Po śmierci Ludwiga przyjechali do niego Kajetan i Gluś. Po łączeniu, przy pierwszych chwilach w klatce Kajetan dotkliwie go pogryzł, Fik musiał być szyty, nosić kołnierz i mieszkać osobno. Potem zaczął chorować - a to łapę zaczął ogryzać - trzeba było ją odjąć. A to miał guza pod szyją - trzeba było go usunąć. A to znowu zapalenie ucha. Żył sobie w osobnej klatce dość długo, pewnego razu gorzej się poczuł i umarł w lecznicy. Złogi w nerkach. Prawdopodobnie serce nie wytrzymało



A tu sobie biegamy ( bez nogi, drewniany dysk obłożony polarem żeby kikuta nie urażać ) :
https://youtu.be/KLWDvct9gs8
Ciapkosław zwany Ciapkiem [*] zm 02.04.18 miał niewiele ponad 6 lat, nigdy prawie nie chorował. Bardzo schudł, wyniki wątrobowe były podwyższone, jakieś zwyrodnienia w kręgosłupie. Dostał biegunki i mimo podawania leków było coraz gorzej, uśpiliśmy. Na sekcji wyszło zapalenie dwunastnicy oraz jakiś twór w jelicie, prawdopodobnie nowotwór, zwężający światło jelita
Wszystkie koszatniczki



A tu cała ekipa
Do Fikandra przyjechali Kajetan i Gluś
a potem do Glusia - Diablik i Cezarek
Pies Ryszard