Nie wiem jak to się stało.
Wczoraj jeszcze z lubym śmiałam się jak to Aprila biega poklatce i popkornuje, a dzisiaj płacze bo jej z nami nie ma.
Dzisiaj pojechałam z prośkami do weta (dr Strugała). Głównym pacjentem była Abba - coś jej wyszło na nosku podejrzewałam grzybicę, a pod przednią łapką wyczułam kulkę która przesuwała się ze skórą (na wizycie okazało się że to mały kaszak). Aprila była bardziej dla towarzystwa drugiej i obejrzenia czy przypadkiem nie ma gdzieś na skórze tego samego co Abba na nosie. Na wizycie okazało się że Abba na nosku ma najprawdopodobniej brodawkę - mamy obserwować. Aprila została obejrzana przez panią doktor - okaz zdrowia - wyrywała się ile mogła
Przyjechaliśmy do domu....
Kątem oka widziałam, że Abba je, Aprila nie bardzo, kręci się po klatce ale mordką nic nie żuje. Po 40 minutach widzę ze świnkowi opada główka jakby przysypiał i się przebudzał. A za 10 min już się dusił, łapki wyginały się w różne strony, nie była w stanie ustać

Zanim skończyłam rozmawiać z dr Strugałą świnek już nie żył.
Smutno mi strasznie. Nawet nie przypuszczałam, że aż tak będzie mi smutno. Jeszcze w człowieku tli się przekonanie, że jakby nigdzie prośka nie wziął na przez pół miasta do weta to wszystko by było dobrze ....
Poniżej jedno z ostatnich zdjęć. Z 2 tyg temu była pierwsza zielona trawka. Aprila to ta na drugim planie z trawką w pyszczku:
