A u nas można by rzec jak zwykle. Już nawet nie mam siły się denerwować, więc się śmieję.
Tania wyjęła sobie przynajmniej dwa z trzech szwów. Na szczęście rana się nie babrze, więc spokojnie czekam do wizyty we wtorek. No ale ja się zabiję z nią.

Na szczęście czuję się dobrze, je aż jej się uszy trzęsą i wiecznie żąda jedzenia a dokładnie trawy.
No i muszę Wam powiedzieć, że w czwartek w nocy zakradł mi się do łóżka potwór i go zaanektował. Został mi do spania tylko kojec. Miałyście racje z tym hamakiem.

Straszna bestia czyż nie? Niestety Jola mnie zdemaskowała bo rzeczowo zapytała jak ten potwór wszedł na łóżko. No i musiałam się przyznać, że sama go przyniosłam, gdy zaczął w kojcu popłakiwać.
Dziś miałam śmieszną historię. Nagle słyszę pisk, kwik i syrenę alarmową Tani. No to rzucam wszystko i lecę. I co widzę? Przewróciła się kuweta z siankiem u Baylee. Mała musiała wejść łapkami, a że to lekkie to się przewróciło. Bajka zdążyła uciec ale się przestraszyła. A jak ona się przestraszyła to kwiknęła a to znaczy, że dzieje się jej coś złego i choć Tania jej nie widziała to tym bardziej postanowiła wezwać wsparcie w mojej skromnej osobie. Ucieszyło mnie to, bo to oznacza, że słuchają się nawzajem i chyba tęsknią. Dziś chwile gadały. Nadal boje się je połączyć bo ta ranka Tani nie jest jeszcze zrośnięta na 100%. Mam ogromną nadzieję, ze za sobą zatęsknią. Wydaje mi się, że już to widzę.
