Piszę w sprawie moich dwóch świniaków.
Wcześniejsze tematy tutaj i tu.
W tym momencie jesteśmy po Strongholdzie, ponieważ świniaki miały pasożyta, którego, jak stwierdził Pan weterynarz pozbyliśmy się, lecz nastąpiła... grzybica. Zapewne po tym pasożycie. Mój Luby był ze świniakami u weterynarza ten mu dał lek, który trzeba było rozcieńczać 1:50 z przegotowaną wodą. Nazwa leku? Nie wiem. Nie było mnie przy tym, a weterynarz Lubemu nie przekazał. Mięliśmy podawać, co 3 dni takie rozcieńczone pałeczkami do uszu na miejsca "ogrzybione". Dzisiaj jest ostatni dzień. Lion (brązowy) ma na tyłku strasznego grzybka, jest to twarda narośl, o którą się obawiam, że jest to coś nawet i gorszego niż grzyb. Splinter ma się naprawdę dobrze, wszystko ładnie mu się goi, jak biorę go na ręce, to czuję, że jest większy, że ma już fajny, zaokraglony brzuszek, zaś Lion jest troszkę mniejszy i jakby chudszy. Jedzą ile widzą, nadal gruchają, kręcą tyłkami, Lion wskakuje na Splintera i go "gwałci", czyli dalszy ciąg ustalania hierarchii i pokazania, kto w tym stadzie rządzi. Skaczą, biegają, lecz nadal się nas boją. Przechodzi się obok klatki - do domków, przy podawaniu jedzenia, jak tylko włoży się rękę do klatki uciekają, ale jak się poda jedzenie pod pyszczek, to biorą z ręki. Ogólnie nie wymagam od nich, aby już były super oswojone, zwłaszcza, że przy podawaniu tego leku trochę trzeba było je przytrzymać, co nie było dla nich przyjemne, a dzisiaj Lion przeszedł sam siebie i właził na mnie coraz wyżej, tylko aby nie dawać mu tego leku. Bardzo tego nie lubi, zaś Splinter znosi to cierpliwie. Teoretycznie chłopaki powinni już mieć ze 3 miesiące. U mnie Splinter jest miesiąc i tydzień, a Lion prawie miesiąc.
Dieta: urozmaicona, brokuły, rzodkiew, jabłko, marchew, seler naciowy, koperek, natka pietruszki, gruszeczki.. no wszystko, co jest dostępne, a co świniaki jeść mogą.
I kolejna rzecz. Zauważyłam, że Lion potrafi kichać 4-7 razy. Po prostu: kichnie raz, mija 15 sekund, drugi raz, kolejna chwila znów kicha. Zazwyczaj robi tak, jak szuka pokarmu po klatce, czy to wącha suchy, czy też sianko. Weterynarz je "przesłuchuje" za każdym razem, ponoć jest czysto. Ja po wydarzeniach z Wolverinem niestety jestem bardzo przewrażliwiona z Partnerem i martwimy się, aby kolejny świń nam nie padł na zapalenie płuc.
W tym tygodniu planujemy wybrać się znów do weta, jak sam wet zalecił po czterech tych kąpielach - wizyta. Patrząc na Splintera - jest wszystko ok, patrząc na Liona - wygląda ładnie, gdyby nie ten grzyb na tyłku, który zasłania sierść, ma też nad okiem, za uszkami i na uszku. Gdyby nie to, to świnie byłyby naprawdę zdrowe w 100%. W tym momencie właśnie zajmują się przemeblowywaniem domków polarowych w klatce.
Na co jeszcze zwrócić uwagę przy kolejnej wizycie? Co powinien przepisać teraz lekarz? Czy powinien zrobić jakieś dodatkowe badania? Dzisiaj Lion ledwo pozwalał się dotykać i naprawdę uciekał mi na rękę i prawie wszedł na ramię po bluzie, tak wysoko. Starałam się go uspokajać, głaskać, mówić spokojnie, ale on naprawdę się tak strasznie bał i ma już dość tych "kąpieli".
Pozdrawiam Was ciepło i dziękuję z góry za odpowiedzi
