Porcello, myślalam o stałym wybiegu, kupiłam nawet ogrodzenie. Codziennie wynoszę świnki na godzinkę na ten wybieg, aby sobie pobiegały, a potem znów wnoszę do klatki. One co prawda nie biegają , tylko siedzą w norce. Czasem wystawiają nosy, a jak widzą, ze patrzę, chowają się. W klatce czują się pewniej, nie przeszkadza im już moja obecność. Już i tak trochę się oswoiły, bo np. jak kroję warzywa, stoją przy drzwiach klatki i czekają. Podając im coś tam do pyszczka, mogę je wtedy pogłaskać, nie uciekają / Bianka jest odważniejsza, Borówka trzyma się troszkę na uboczu, ale też weźmie z ręki /. Rano cieszą się na mój widok

, bo podskakują i czekają na śniadanko. Zdarzyło się klika razy, że Bianka kwiczała jak kroiłam warzywka. Leżakują już na hamaku, siedzą na dachach domków , odpoczywają na legowiskach, leżą w tunelu, no, powiem, że z procesu oswajania jestem zadowolona. Idzie to powoli, ale codziennie robimy kroczek do przodu. A dlaczego myślałam o drugiej klatce i o połączeniu tych klatek drzwiczkami? Dlatego, że myślę o jeszcze jednej śwince, ale gdzieś w czerwcu, a trzem świnkom w 120 będzie za ciasno. Po połączeniu dwóch klatek i tak zrobię im stały wybieg. Myślę, że do czerwca Bianka i Borówka będą już dostatecznie oswojone, by sprowadzić im koleżankę.
Agnieszko, cieszę się, że masz prosiaczki, świnki jednak uzależniają

, wiem to po sobie. Od czasów nastolatki mam prosięta i bez kwiku prosiąt w domu jest smutno. A jak mają na imię Twoje świnki?
A kotek jest bardzo słaby, któregoś dnia myślałam, ze już odchodzi. Ciągle teraz śpi, idzie tylko do kuwety załatwić się albo idzie jeść lub pić. Właśnie teraz przyszedł do mnie, chyba wyczuł, ze o nim piszę

To jest już w ogóle mój drugi kot. Pierwszy przeżył 8 lat, to była kotka, zachorowała na nowotwora.
Smutno, jak zwierzątka odchodzą.