Na dziś właśnie skończył się wspólny wybieg. Wykończyli mnie

Trzeba mieć przy takiej czwórce oczy dookoła głowy..
Bałam się, że po powrocie do swoich klatek będzie afera między mieszkającymi ze sobą panami ale na szczęście jest ok!
Teraz mam wreszcie wolne ręce to mogę pisać swobodnie. Wyglądało to tak, że na samym początku oczywiście była największa afera między Tasmanem a Geronimo, dużo do nich musiałam strzelać (oczywiście ze spryskiwacza tylko

), po jakimś czasie wystarczyło, że wzięłam do ręki broń i odskakiwali od siebie, no i w końcu zaczęli sobie schodzić z drogi a właściwie to Gery unikał Taśka i jego zębów. Skoro nie udało się zmaltretować Tasmana to jako następny cel Gery wybrał Onyxa.. Onyx oczywiście jest grzeczną świnką i bez wyraźnej potrzeby nie atakuje ale przychodzi taki moment, że kończy mu się cierpliwość i zaczął trzaskać Geremu przed nosem zębami. Gery jednak nie boi się Onyxa no to i tak próbował za wszelką cenę go z gwałcić ale mu się nie udawało, żaden się nie ugryzł do krwi, kłapali albo w powietrzu albo delikatnie sobie w bok. Tasiek w tym czasie zrobił sobie tron z kupy siana w rogu wybiegu i bronił go zacięcie, pozwalając Geremu i Onyxowi skubnąć pod warunkiem, że nie podchodzili za blisko jego samego, Wiewiórek natomiast został potraktowany po macoszemu i nie wolno mu było ruszyć siana w ogóle

No właśnie a co z Wiewiórkiem? Wiewiórek został potraktowany prawie jak powietrze, przez każdego był odganiany i każdy mu trzaskał zębiskami przed nosem na szczęście nikt nie jest w stanie dogonić tej torpedy, więc nic mu nie groziło, a on sam przez cały ten czas próbował uciec z wybiegu, oczywiście bezskutecznie, a że ja siedziałam z nimi na tym ich wybiegu to znalazł inny sposób na znalezienie się daleko od afery i wskoczył mi na kolana.. Zdziwiłam się strasz.. Większość czasu wyglądała później tak, że Tasman leżał na swoim sianowym tronie, Geronimo próbował zgwałcić Onyxa, Onyx leżał przytulony do mojej nogi i nastawiał się do głaskania przy okazji kłapiąc zębami na Geronimo a Wiewiórek spał na moich kolanach (z tego łączenia to i przy okazji niezłe oswajanie malucha wyszło) od czasu do czasu schodząc coś zjeść ale kiepsko to mu wychodziło, bo Tasiek ewidentnie miał coś przeciwko
Głowę bym się bała odwrócić choćby na pół sekundy ale było lepiej niż myślałam, bo w końcu nikomu nic się nie stało przez całe 3h!

Jutro będzie powtórka i pojutrze i popojutrze itd. jak dojdzie do takiego momentu, że będę mogła w miarę swobodnie opuścić pokój, choćby na siusiu to będę szczęśliwa. Jutro spróbuję się oddalić, oczywiście nie tracąc ich z oczu ale tak żeby im się wydawało, że nie patrzę, bo wtedy często są grzeczniejsi w stosunku do swoich współlokatorów to może i w tym przypadku to się sprawdzi. Myślę też, że jedzenie będą dostawać głównie w czasie przebywania razem żeby im się ten moment pozytywnie kojarzył.
Jakbyście mieli jakieś uwagi czy pomysły jak ich dalej traktować w trakcie łączenia to chętnie wysłucham.