Uwaga, długa historia. O przygodach zdrowotnych, a raczej aktualizacja.
Nie odzywałam się długo, ale miałam urwanie głowy. Weterynarz, weterynarz i weterynarz, na przemian z płaczem nad Wallym. Po prostu miałam ochotę rzucić to wszystko, powoli już nie miałam siły na nic. Ale po kolei. Trochę się ogarnęliśmy w przerwie od pisania.
Waga u Wallyego wciąż leciała w ostatnim czasie, nie jakoś bardzo, ale jednak. Korekta zębów została zaplanowana tak szybko jak było to możliwe. Trzonowce były krzywe, przerośnięte, ale to już wie każdy. Jednak skupiliśmy się tylko na nich, zapominając o czymś. Krew ostatni raz badana była pół roku temu, lekko ponad, więc to w ogóle chcieliśmy, żeby się odbyło przy okazji korekty. No dobra, miała się odbyć, wszystko pięknie niby, ale lekarz dzwoni i mówi, że ze względu na wagę, są obawy w wykonaniu jej pełnej. Koniec końców zęby zostały skrócone na całe szczęście na tyle ile było to możliwe i teraz mamy trochę problemy z jedzeniem, ale jedziemy nieustannie na karmie ratunkowej jak już od dłuższego czasu z resztą.
Wallyego w ogóle podrzuciłam do kliniki dzień wcześniej, żeby został na noc i z rana można było robić korektę na spokojnie, przy okazji badanie, bo dojazd do innego miasta z samego rana okazał się dla mnie niemożliwy tego dnia, ale jak widać zawsze jest jakieś rozwiązanie, trzeba czasami poruszyć niebo i ziemię po prostu. Po południu były wyniki krwi i stało się to, co sama zaczynałam podejrzewać. Wcześniej to nie wyszło, ale teraz zrobiliśmy krew w kierunku tarczycowym, tak to nazwijmy.
Nadczynność tarczycy.
Na początku przerażenie, bo to przeczuwałam. Czułam, że będzie coś więcej niż tylko zęby, a ta tarczyca jakoś nie dawała mi spokoju

Waga dawała dużo do myślenia, poza tym nadpobudliwość Wallyego? Wszystko zaczęło mi się układać w całość i zaczęłam się karcić, dlaczego wcześniej nie zrobiliśmy od razu tego badania z taką dokładnością. Wcześniej w samej biochemii i morfologii nie wyszło nic takiego, a nikt nie wpadł na to, żeby się zainteresować w kierunku tarczycowym. Ogólnie został jeszcze na szpitaliku, więc był prawie że 3 dni w klinice, żeby go poobserwować itd. Dokarmiany tam był, w domku już na spokojnie oczywiście też jest, chociaż sam wcina chętnie karmę ratunkową z miseczki.
Shaggy odchodził od zmysłów w czasie jego nieobecności, jedzenie go nie cieszyło nawet. Zupełnie inne zwierzę, które nagle pokochało długie leżenie na mnie

Dzwoniłam, pytałam co z Wallym i w miarę wiedziałam jaki jest stan na bieżąco, ale po tych dniach w szpitalu uznałam, że jedziemy osobiście, bo i tak opieka już polegała na dokarmianiu jedynie. Chudzinka malutka w końcu wróciła do domu, wszystko mi wytłumaczono, recepta do ręki i w drogę. Cała historia długa.
Dostaliśmy lek, raz dziennie 1/8 tabletki, a za niecały miesiąc czeka nas kontrola z tą nieszczęsną tarczycą. Oby było już dobrze... Najgorsze było dzielenie tej malutkiej tabletki. Katorga po prostu. Ale jak podzieliłam to się pocieszałam, że w taki sposób jest 8 dni z głowy

Nigdy nie zapomnę tego szczęścia. Już mnie dzielenie tabletek nawet cieszy
