Dobra. Powaga. Dziś uciekłam z roboty i pognałam co sił w kołach do miśków. Kontrola bobków wykazała jednego boba brzydkiego, takiego naprawdę ble. Znaczy nie że rzadki, ale takie jakieś coś pozlepiane jakby z trzech... Nie wiem, czyj to.... Na szczęście tylko jeden. Poszłam wtedy ja do lasu, bo postanowiłam im niespodziewankę zrobić. Co w lesie, to zaraz. Najpierw wracam, patrzę, a tu boba nie ma..... Ktoś go zjadł....albo ukrył przed moim czujnym okiem-wykrywaczem brzydkich bobów. Nic to nie pomogło, bo tylki i tak były sprawdzane... Nie wiem, na razie zostawiam Żurka w spokoju (wydaje mi się, że to właśnie on....) ale w ciągu najbliższego czasu zrobię mu rtg i usg co by wykluczyć choroby i dojść do wniosku, że to jednak tylko dieta....
Ale co w lesie. W lesie można już trawę rwać garściami. Opanowałam się jednak... Nabrałam tylko na dziś, bo jutro jedziemy do dziadka. Oto plony:
Nikt nie ruszył porzeczki....a suszoną wcinają
I jeszcze tyłeczki włochate przed zieleninką
I ryjki włochate przy zielenince (Żurek takie wygibasy robił, żeby jabłonkę oskubać

)
Alieny podłączone kabelkami do źródła energii
Ile pomieści ryjek Alfredzika? Tyle co Majki joanny ch
Dwa miśki obżerają jabłonkę
