Małe Yeti zdecydowało się zdradzić przynależność do płci niewieściej. Tygodniowa "kruszynka" waży 150 g!
Rośnie i rozwija się prawidłowo. Zdrowotnie - wszystko w porządku!
Dziś odważnie szalała dziewczynka na wybiegu z 13 dorosłymi świniami. Ciekawe, co myślała, usiłując dogonić, popkornującą radośnie, matczyną stołówkę w porze karmienia...
Obie dziewuszki jedzą na potęgę. Młoda mamuśka rośnie razem z Yeti... [tak] Mała biała pijawka waży już 207 g! Zapowiada się "postawna" blondynka... Wesołych Świąt!
Mamuśka przekroczyła dziś "Rubikon"... Wlazła na daszek i odkryła przejście do pozostałych klatek. Niewiele myśląc, poszła zwiedzać. W tym samym czasie Milenka i Janka zażywały zasłużonej sjesty "na wygnaniu". Cisza i bezruch wywabiły z domku Yeti. Blondynka obleciała niespokojnie opustoszałą 120-tkę, raz i drugi, po czym usiadła na środku w charakterze małej, białej kupki nieszczęścia, podniosła w górę różowy pychol i... jak nie zacznie wrzeszczeć! Rozdarta między światami Alena stała chwilę na łączniku, ale instynkt zwyciężył i zlazła do wyjącego świniołaczka. Wampirzątko rzuciło się do ssania, wydając odgłosy zadowolenia - gruchało, popiskiwało i... żarło bez opamiętania! Matka w końcu nie zdzierżyła i zwiała do sąsiadów. Malizna za nią, a teraz oparta o daszek, z którego zniknęła z jej oczu mamuśka, kombinuje, jak wtarabanić się na górę... Brrrrr...! Upór wykazuje przerażający...
Alena powoli dochodzi do wniosku, że mała musi się usamodzielniać. Zakwaterowała się za przepierzeniem na łączniku, więc ma smarkulkę na oku i w każdej chwili może się przy niej znaleźć. Yeti waży 241 g, nie tyje tak spektakularnie, jak na początku i przeżywa każde rozstanie z mamuśką. Młoda jest za mała, żeby iść do sąsiadek śladami matki, nie umie wspiąć się na daszek, choć opiera się o niego, wyciąga się... i sfrustrowana próbuje znowu, albo chowa się w domku, skąd słychać na przemian jojczenie i zrzędzenie małolaty. Z reguły wtedy wkracza Alena - z chałupki dobiega gruchanie szczęśliwej Yeti, karmionej przez mamę. Alena skraca sesje spożywcze i usiłuje nauczyć dziecko sztuki, którą niedawno z trudem sama opanowała... Rozpędza się i wskakuje na daszek, a później na łącznik, z którego zachęca córeczkę dopingującymi kwiknięciami: "No, dasz radę, Yeti! Nie szkodzi...! Próbuj dalej!" Padają zmęczone po obu stronach barykady - Alena na łączniku, mała w domku na dole. Zawsze nadchodzi moment rozdzierający: Yeti budzi się i woła matkę. Alena często wizytuje koleżanki, więc nie zawsze leci do dzieciaka od razu, wiadomo... Oparta o daszek blond-jamniczka piszczy coraz głośniej, coraz bardziej żałośnie... Młoda matka wymięka i pędzi do zapłakanego malucha - turkot, gruchanie, karmienie - pełnia dziecięcego szczęścia i macierzyństwa w świńskim wydaniu... Po czym Alenka wstaje, wskakuje na łącznik i kibicuje nie ustającej w wysiłkach wspinaczkowych Yeti... Bywa, że przyśnie... Gdy mała spostrzega brak matki, rozlega się pytające, ciche: "Łit...? Łit...? - Mama...? Mama...?" A potem rozpaczliwy wrzask:"Łiiiiiiiiiit...! Łiiiiiiiiiiiiiiiiit...! Maaaaaaaaaaaamaaaaaaaa...! Choooooooooooodź do mnieeeeee...!"